Znowu
padał deszcz.
Czułem
się tak, jakby ktoś kazał mi oglądać wciąż odtwarzany od nowa film. Po raz
kolejny roztargniony jechałem czym prędzej po drodze w lesie, starając znaleźć
się na miejscu jak najszybciej, by żadna sekunda nie została utracona.
I
znowu się bałem. Byłem tak bardzo, bardzo przerażony, że nie zdążę.
Rozmowa
z Clarą trwała krótko; od razu zrozumiała, że natychmiastowy wypis jest i dla
mnie, i przede wszystkim dla Laury, bardzo ważny. Wszystko załatwiła, tak że
moja żona była gotowa już po godzinie. Clara dała nam jeszcze leki, podłączyła
Laurę do kroplówki i kazała mi uważać, a w razie czego do niej dzwonić.
Nie
sądziłem, że lekarze tak szybko zgodzą się na wypisanie Laury. Może i oni, tak
jak moja żona, nie widzieli nadziei na to, że przeżyje do jutra? Chyba tylko ja
wciąż jeszcze modliłem się o cud, o siłę dla najwspanialszej kobiety na
świecie, która mimo beznadziejnej sytuacji potrafiła mnie aż tak zmienić.
–
Jak się czujesz? – spytałem, choć nie było to potrzebne.
Laura
w odpowiedzi jęknęła.
–
Nie sądziłam, że to aż tak boli – westchnęła. – Ta kroplówka jest niewygodna.
–
Ale ratuje ci życie.
–
Do czasu.
Laura
stała się okropną pesymistką. Od tygodnia zupełnie jej nie poznawałem, ale
tłumaczyłem to nagłym pogorszeniem stanu zdrowia żony. Przecież do tej pory
trzymała się całkiem dobrze, no może poza kilkoma incydentami, ale w miarę
normalnie funkcjonowała. Teraz stała się żywą roślinką, potrzebującą mnóstwa
troski i opieki, a także wsparcia, które postanowiłem jej zapewnić.
W
takiej sytuacji chociaż jedno z nas powinno udawać, że wszystko nie jest już
stracone, choć przyznam, że zaczynałem się podłamywać.
–
Wierzę, że jak najdłużej – mruknąłem, szukając po omacku jej ręki.
W
końcu ją znalazłem; uścisnąłem delikatnie jej kościste palce, mając nadzieję,
że zdążę na czas.
–
Wyjeżdżałam stąd w deszczu i z nim wracam – zachichotała niespodziewanie Laura.
– Pewnie i przy nim umrę.
Naprawdę
nie miałem w tamtej chwili zbytniej ochoty na czarny humor. Laura najwyraźniej
była bliska załamania.
–
Nie mów tak – poprosiłem ją, widząc w oddali bramę prowadzącą do naszego domku.
– Lauro, wierzę w ciebie.
Tym
razem nic nie powiedziała.
Kiedy
wreszcie dojechaliśmy do celu, zacząłem się zastanawiać, jak przeniosę Laurę do
środka. Była od kilku dni tak słaba, że ledwo mogła usiedzieć bez poduszki,
więc co tu mówić o chodzeniu, tym bardziej że intensywnie padał deszcz, przez
co cała weranda była mokra i śliska.
–
Poczekaj chwilę, otworzę drzwi i wezmę torbę z lekarstwami.
Nie
chciałem zostawiać jej zupełnie samej w samochodzie, gdy tak leżała pozbawiona
sił na tylnym siedzeniu, podczepiona do kroplówki, jednak musiałem od czegoś
zacząć.
Zdążyłem
przemoknąć do suchej nitki, biegając w tę i z powrotem z rzeczami, bojąc się,
że gdy wrócę do auta, zastanę martwą Laurę, jednak w końcu przemogłem się i
otworzyłem tylne drzwi. Wciąż tam leżała, w tej samej pozycji, jednak jej oczy skupiły
na mnie wzrok.
–
Chodź, musimy wejść do środka – powiedziałem łagodnie i pomogłem jej wysiąść.
Próbowała
najpierw iść sama, wzbraniając się przed moją pomocą, jednak gdy omal się nie
przewróciła, zupełnie się poddała. Wziąłem ją na ręce i pozwoliłem wtulić się w
moją kurtkę. Gdy tak trzymałem ją w ramionach, kruchą, bezbronną i opadłą z
resztek sił, zrozumiałem, jak bardzo ją kocham, jak bardzo boję się jej utraty.
Nie
byłem gotowy na jej śmierć. To taki cholerny paradoks: nie martwiłem się, gdy
chciałem od niej odejść do Monique, gdy jednak sytuacja tak diametralnie się
zmieniła, gdy staliśmy w obliczu śmierci Laury, mogłem nawet się z nią
zamienić, by tylko ją ocalić od choroby.
Wniosłem
ją do salonu i ułożyłem wygodnie na kanapie, którą chwilę wcześniej odpowiednio
przygotowałem, układając na niej stos miękkich poduszek. Rozpaliłem w kominku,
otworzyłem okno, by wpuścić do środka choć odrobinę powietrza i pozbyć się tego
przykrego zapachu stęchlizny.
–
Może zaparzę ci herbatę – zaproponowałem i już ruszyłem do kuchni, gdy
potrzymał mnie głos Laury.
–
Nie odchodź – powiedziała słabiutko. – Nie zostawiaj mnie, Matt. Boję się.
Co
ja miałem zrobić?! Chciało mi się płakać, miałem ochotę schować się w pokoju
bez klamek i zostać tam do końca życia, byle by tylko uniknąć widoku cierpiącej
żony. Przysięgam, że w tamtej chwili oddałbym wszystko, by choć trochę ulżyć
jej w bólu. Szkoda, że nie mogliśmy się zamienić; wtedy Laura mogłaby żyć bez
męża, który tak bardzo ją zranił.
–
Ja też się boję – przyznałem, siadając na podłodze tuż przy kanapie.
Ująłem
delikatnie dłoń mojej żony, która leżała oparta wygodnie o poduszki i wyglądała
za okno. Krople deszczu spływały jej po twarzy i szyi, ale gdy tylko sięgnąłem
po ręcznik, by je osuszyć, ta delikatnie odtrąciła moją rękę.
–
Nie rób tego – poprosiła, uśmiechając się delikatnie. – Przyjemnie jest czuć
się mokrym.
–
Wygodnie ci? – upewniałem się, ustawiając kroplówkę tak, by jak najmniej nam
przeszkadzała. Torba z lekarstwami stała tuż obok, bym w razie czego mógł pomóc
Laurze.
–
Tak, jest cudownie – odparła, kierując na mnie wzrok.
–
Może chcesz bliżej kominka?
–
Nie, tak jest dobrze. Matt, nie unikaj mojego wzroku.
Wtedy
zacząłem płakać, zupełnie jakbym był małym dzieckiem, któremu zabrano zabawkę.
Zresztą, czułem się jak taki bezbronny chłopiec, bo właśnie traciłem kogoś
niezwykle cennego, kogoś, kogo nie potrafiłem docenić w odpowiednim czasie:
moją Laurę.
–
Tak bardzo mi wstyd – wykrztusiłem, chowając twarz w dłoniach Laury. – Tak
bardzo nie chcę cię stracić. Kocham cię i żałuję, że zgotowałem ci takie
piekło.
Trząsłem
się jak galareta, wściekły na siebie. Moje słowa były puste i bezsensowne,
pozbawione jakiejkolwiek wartości. Co one niby miały zmienić? Nie zwrócą mi
mojej zdrowej Laury, nie sprawią, że poczuję się choć trochę lepiej.
W
sumie to należyta kara za to, co uczyniłem: miałem już cierpieć i żałować
swoich czynów do końca życia.
–
Matt, proszę, nie mów takich rzeczy. Naprawdę nie musisz być na siebie zły. To
nie twoja wina, że się zakochałeś. Owszem, teraz tego żałujesz i wcale ci się
nie dziwię, ale mogłeś zrobi milion gorszych rzeczy. Ja już dawno ci
wybaczyłam.
Dlaczego
musiała być tak dobra?! Dlaczego na każdym kroku musiała udowadniać mi, jak
bardzo mnie kocha?!
Przy
niej czułem się brudny, niegodny. Nie zasługiwałem na ogrom miłości, jakim
obdarzyła mnie Laura. Wiedziałem, że mnie kocha, od momentu, w którym zgodziła
się zostać moją żoną. Było to ponad sześć lat temu; nie znaliśmy się za dobrze,
ale ja już wtedy byłem pewien, że oszalałem na punkcie tej pięknej i
inteligentnej dziewczyny.
Powiedziała
magiczne „tak” na jednej z wycieczek, na które ją zabrałem. Wyjechaliśmy wtedy
trochę za Los Angeles, na jedną z dzikich plaż, gdzie rzadko można było
zobaczyć jakiegoś zagubionego turystę. To właśnie tam, pod rozłożystą wierzbą,
która jakimś cudem wyrosła tuż przy brzegu, przyklęknąłem na jedno kolano i
wręczyłem jej skromny pierścionek.
Laura
wyglądała na naprawdę zaskoczoną; nie spodziewała się, że oświadczę się jej tak
szybko. Długo patrzyła się na połyskujący w kalifornijskim słońcu brylant, po
czym rzuciła mi się na szyję, w ten
sposób zgadzając się na małżeństwo.
Wtedy
jeszcze nie miałem pojęcia, co zrobię kilka lat później, ale też nie byłem
świadomy, jak cudowną i dobrą osobą jest moja Laura. Szczerze? Nie wiedziałem,
że mam obok siebie taki skarb aż do teraz. Co za wstyd. Moja żona znała mnie
doskonale, zwracała uwagę na wszystkie niuanse i szczegóły, a ja nawet nie
zauważyłem ciężkiej choroby, którą przechodziła.
Byłem
taki ślepy, zapatrzony w siebie… Co Laura we mnie widziała?
–
Pamiętam, jak przyjechaliśmy tu zaraz po naszym ślubie – wychrypiała Laura,
biorąc mnie za rękę. Podniosłem głowę i spojrzałem na jej bladą twarz, tak
zmęczoną i pozbawioną dawnego blasku. – Świeciło słońce, a ten domek tak
przyjemnie pachniał świeżym drewnem…
Też
to pamiętałem.
Niedługo
bawiliśmy się na naszym weselu. Zaraz po ceremonii i wręczeniu prezentów
mieliśmy sesję zdjęciową, potem tylko na godzinę pojechaliśmy do gości, by
potańczyć przy inspirującej muzyce i wypić trochę włoskiego wina. Po tym
wszystkim wymknęliśmy się do samochodu, pośpiesznie przebraliśmy i ruszyliśmy
do domku. Do dzisiaj pamiętam ten charakterystyczny dźwięk puszki uderzającej o
asfalt, gdy jechaliśmy specjalnie przystrojonym autem przez centrum Corony.
Kiedy
dotarliśmy na miejsce, porwałem moją Laurę na ręce i przeniosłem ją przez próg.
Nie wychodziliśmy potem na zewnątrz kilka dni.
–
Poobijałeś mnie o framugę drzwi – zaśmiała się słabym głosem. – I podarłeś
sukienkę. Lubiłam ją.
No
tak, Laura wyglądała fenomenalnie w tej kwiecistej sukience, którą założyła
zaraz po zdjęciu długiej i eleganckiej sukni ślubnej. Pamiętam, jak promiennie
i świeżo wyglądała, pozując do kolejnych zdjęć.
–
Też ją lubiłem – zaśmiałem się.
Atmosfera
między nami trochę się rozładowała, prawdopodobnie za sprawą wspomnień.
–
Pewnego dnia poszliśmy na biwak w sam środek lasu – przypomniała sobie.
–
I złapała nas burza – dokończyłem z uśmiechem na ustach. – Wróciliśmy do domu o
trzeciej w nocy, a namiot nie nadawał się do niczego.
–
Przynajmniej było zabawnie, gdy chciałeś mi pomóc w zbieraniu rzeczy i
poślizgnąłeś się na błocie. Przejechałeś jakiś metr, dopóki nie przywaliłeś w
drzewo.
Parsknąłem
śmiechem na to wspomnienie.
–
Wszystko bolało mnie przez trzy dni.
–
Jakoś tego nie zauważyłam.
Znowu
zacząłem się śmiać, zadowolony z tego, że Laurze wrócił dawny humor.
–
Nabijasz się ze mnie.
–
Ależ skąd.
–
Jak się czujesz? – spytałem w końcu.
Laura
westchnęła.
– Bywało
lepiej, ale przynajmniej nie jestem nieprzytomna – mruknęła i zaraz dodała: –
Chce mi się trochę pić.
–
Poczekaj, przyniosę ci wodę.
–
Nigdzie się nie wybieram.
Podniosłem
się, poszedłem do kuchni, wciąż oglądając się za siebie, by upewnić się, że z
Laurą wszystko w porządku, po czym nalałem wody do szklanki. Z powrotem
znalazłem się przy mojej żonie, zbyt osłabionej, by się podnieść.
–
Trochę tu zimno – westchnęła. – Przyniesiesz mi koc?
Bez
słowa zrobiłem to, o co mnie poprosiła. Znowu usiadłem przy łóżku, wziąłem ją
za rękę i oparłem głowę o jej nogi.
–
Spójrz, już nie pada.
Rzeczywiście,
na zewnątrz znacznie się przejaśniło. Przez gęsto rosnące drzewa delikatnie
przebijało światło słoneczne, ptaki szybowały na niebie, a ślad po deszczowych
chmurach zaginął.
–
Zabierz mnie na werandę – znowu poprosiła, patrząc tęsknie za okno.
–
Na pewno? Na dworze jest teraz zimno…
–
Dam sobie radę.
Podniosłem
ją i ucałowałem w czoło. Czułem, że coś jest nie tak, ale Laura nie chciała mi
nic powiedzieć. Jęknęła jedynie, że ją boli, ale ja wiedziałem swoje – być może
to ostatnie minuty jej życia.
Nie,
nie, nie. Nie teraz i nie tu.
–
Będzie dobrze – zapewniła mnie cichutko. – Zobaczysz, wszystko się ułoży. Coś
musi się skończyć, by inne mogło zacząć.
–
Ale dlaczego ty? – jęknąłem.
Najwyraźniej
istnieją pytania bez odpowiedzi, bo Laura nic nie odmruknęła.
Wyszliśmy
na zewnątrz. Tak jak się spodziewałem, było zimno i mokro. Powietrze pachniało
deszczem i lasem, ale przyznam, że pogoda wreszcie zaczęła dopisywać. Podszedłem
do ławki stojącej tuż przy drzwiach, która, schowana wcześniej pod dachem,
uchowała się od kropli, usiadłem i ułożyłem Laurę tak, że jej głowa spoczywała
na moich kolanach.
–
Wygodnie?
–
Jak nigdy – zapewniła, patrząc na mnie uważnie.
Oddychała
szybko i płytko, co bardzo mnie zaniepokoiło.
–
Lauro?
–
Wszystko w porządku.
–
Może pójść po torbę?
–
Nie chcę umrzeć sama.
–
Nie mów tak, to nieprawda. Jesteś silna…
–
Byłam…
–
I wiem, że teraz nie możesz mnie zostawić.
Cholernie
się bałem momentu, w którym Laura zamknie oczy i już więcej ich nie otworzy.
Gdzieś w głębi serca czułem, że ta chwila nadejdzie, ale nie byłem na nią
gotowy. Chciałem płakać i wyć, pokazać światu, jak jest bezlitosny, ale nie
mogłem się teraz poddać, nie na oczach Laury.
–
Kocham cię, Matt. I nie zadręczaj się, bo dawno ci wybaczyłam.
Pocałowałem
ją delikatnie, tak jak robiłem to dawniej, gdy wszystko było w porządku.
Ścisnąłem mocno jej dłoń, przerażony, że nie umiem jej już pomóc.
–
Ja ciebie też kocham – zapewniłem ją, a po policzkach znowu zaczęły cieknąć mi
łzy.
Laura
przez chwilę obserwowała rozjaśnione niebo, uśmiechając się delikatnie.
Słyszałem, że coraz trudniej było jej oddychać, ale gdy spytałem, czy pójść po
leki albo zadzwonić do Clary, stanowczo pokręciła głową.
–
Jest dobrze, Matt, tak jak chciałam.
Coraz
częściej spazmatycznie nabierała powietrza, próbując złapać oddech, a ja
zamknąłem oczy, bo nie mogłem dłużej znieść widoku jej cierpienia. Nie
zasłużyła na taką śmierć, nie zasłużyła na takiego męża ani takie traktowanie.
–
Jestem już zmęczona – jęknęła po chwili, a ja na nią spojrzałem.
Miała
wielkie oczy, w których kryło się prawdziwe przerażenie. Bała się chyba
bardziej ode mnie, może nie samej śmierci, ale tego, co ją czeka później.
Wierzyła w Boga i życie pośmiertne, ale teraz, gdy rzeczywiście stała w obliczu
śmierci, wszystko zaczęło ją przytłaczać.
–
Nigdy cię nie zapomnę – obiecałem, całując ją w czoło.
–
Dziękuję, że byłeś. I jesteś.
To
ostatnie, co powiedziała.
Jej
oddech stał się płytki, coraz rzadziej nabierała powietrza. Wpatrywałem się w
jej blednące policzki, w ten strach ukryty w jasnych oczach, ból malujący się
na twarzy…
Aż
w końcu wszystko się skończyło.
Laura
zamknęła oczy, by już ich nigdy więcej nie otworzyć.
~*~
Bardzo przygnębiający rozdział, którego spodziewali się prawdopodobnie wszyscy. Stało się tak, jak sobie zaplanowałam już prawie rok temu, i wiem, że inne zakończenie nie miałoby racji bytu. Tak musiało być.
Ostatni rozdział już w niedzielę. Tego dnia wystartuję również z kolejnym opowiadaniem, które obiecałam już jakiś czas temu.
Wasza Elif
............
OdpowiedzUsuńChyba nie bede w stanie napisać nic konstruktywnego
To takie niesprawiedliwe!!!
Condawiramurs
Rzeczywiście, to jest niesprawiedliwe :(
UsuńPłaczę i nie wiem co napisać. Znów bardzo dobrze dobrałaś muzykę, która świetnie podkreśla nastrój tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńZdarzyło się dokładnie to czego się spodziewałam i obawiałam. Nie mam pojęcia kogo jest mi bardziej żal. Laura wiele wycierpiała, ale nie była sama, umarła kochana. "Dopóki śmierć nas nie rozłączy" - stało się. Matt był z nią do końca. To piękne, ale i smutne zarazem. Laury już nie ma, o nic się nie musi martwić, ale Matthew został. Jest mi go strasznie szkoda. Będzie musiał sobie poradzić ze śmiercią żony. Wątpię, by wrócił do Monique, bo według mnie ona teraz jest dla niego uosobieniem zdrady Laury i ogromnego błędu jaki popełnił. W każdym razie życzę mu szczęścia. No i jestem ciekawa ostatniego rozdziału.
Matt nie mógł jej opuścić w takiej chwili - został z nią do końca. Szkoda, że ich miłość przerwała śmierć Laury, ale Matt musi sobie jakoś poradzić z żałobą. Czy wróci do Monique? Szczerze wątpię.
UsuńDziękuję za opinię :)
No i się popłakałam. To w cholerę niesprawiedliwe.
OdpowiedzUsuń