Cały
następny tydzień komunikacji między mną a Laurą nie było. Rozmowy ograniczały
się jedynie do sztywnego „Może cukru?” lub „Co chcesz dzisiaj na kolację?”.
Teraz nawet moja żona nie próbowała udawać, że coś jest nie tak; często
przyłapywałem ją na płaczu.
Naprawdę
zaniepokoiłem się jej zachowaniem. Zawsze była silną kobietą, która nie
pozwalała sobie na łzy. Podczas całej naszej znajomości Laura płakała jedynie
raz: na pogrzebie ojca, który zmarł na zawał serca. Dlatego nie tylko ten
incydent pierwszej nocy zapadł mi w pamięć; teraz chodziła cały czas
przygnębiona, milcząca.
Starałem
się tłumaczyć to emocjami. Skoro na początku wiadomość o zdradzie przyjęła z
takim spokojem, to może dopiero po pewnym czasie dotarło do niej to wszystko.
Dodatkowo ja nie szczędziłem jej przykrych słów, co mogło wyprowadzić ją z
równowagi.
Mimo
że wiele razy przepraszałem ją za swoje ostatnie zachowanie, a ta mi za każdym
razem wybaczała, czułem, że coś jest nie tak. Próbowałem wciągnąć ją w rozmowę,
ale tym razem nie miała na nią ochoty.
Nie
tylko to nie dawało mi spokoju. Wciąż obwiniałem się o stan psychiczny mojej
żony. Co, jeśli przez mój błąd popadnie w depresję? Przecież nie mogłem do tego
dopuścić. Mimo że nasz związek istniał już jedynie na papierze, nie powinienem
ignorować złego samopoczucia żony. W dalszym ciągu czułem się za nią
odpowiedzialny i ani mi się śniło zostawiać jej samej w tak kiepskim stanie.
Niestety,
nie tylko moje małżeństwo tak bardzo przeżywało kryzys. Monique wciąż nie mogła
darować mi samodzielnie podjętej decyzji. Pragnęła ze mną mieszkać i nie
docierały do niej moje słowa wyjaśnienia. Nie potrafiła zrozumieć, że nie dość,
że muszę wywiązać się z niezapisanej umowy między mną a Laurą, to dodatkowo nie
mogę zostawić żony samej w takim stanie.
Monique
uparcie twierdziła, że to normalne, że pewnie Laura jest po prostu wrażliwsza
niż mi się wydawało, że poradzi sobie z całą tą sytuacją po upływie jakiegoś
czasu. Ja jednak wciąż z niepokojem obserwowałem żonę, która coraz bardziej
odcinała się ode mnie z każdym kolejnym dniem.
Pragnąłem,
byśmy się pogodzili, ale miałem też świadomość, że nie tak łatwo nam to
przyjdzie. Bardzo zawiniłem i wiedziałem, że to ja tutaj zniszczyłem całe nasze
małżeństwo. Gdybym może był delikatniejszy, subtelniejszy, może Laura
wybaczyłaby mi zdradę, może odeszlibyśmy w zgodzie bez niepotrzebnych
kompromisów…
Niestety,
byłem kretynem i teraz musiałem za to zapłacić.
Tydzień
po „czarnym dniu”, jak nazwałem w myślach ten pamiętny wieczór, podczas którego
doszczętnie zniszczyłem moje małżeństwo, dostałem zaproszenie na bankiet
organizowany przez firmę ojca Monique, Nathana. Ponieważ obiecałem Laurze, że
będziemy zachowywać się jak do tej pory, postanowiłem zaprosić ją na imprezę.
Miałem też jednocześnie nadzieję, że sytuacja między nami choć trochę się
ociepli.
Późnym
popołudniem, gdy Laura pracowała w naszej niedużej biblioteczce, zapewne pisząc
kolejny artykuł, zebrałem się w sobie i zapukałem do zamkniętych drzwi.
Poczułem się, jakbym próbował zaprosić dziewczynę na pierwszą randkę, ale
szybko wyrzuciłem to dziwaczne porównanie z głowy.
–
Proszę – powiedziała bezbarwnym głosem, a ja niepewnie wszedłem.
Od
zawsze podobało mi się to miejsce. Nic dziwnego, że Laura uwielbiała tutaj
pracować, bo wystrój wybitnie sprzyjał wenie. Półki z różnymi książkami
zajmowały aż trzy ściany, od podłogi do sufitu. Na środku stało mahoniowe
biurko i wygodny fotel, w którym można było się wręcz zatopić. Najbardziej
jednak podobało mi się ogromne okno wychodzące na nasz zadbany ogród: na
szerokim parapecie Laura ułożyła koce i poduszki, więc jeszcze jakiś czas temu
spędzaliśmy tam razem każdą wolną chwilę, rozmawiając, śmiejąc się i patrząc na
zapierające dech w piersiach zachody słońca.
Tak
jak się spodziewałem, moja żona ułożyła się wygodnie na poduszkach w
zgniłozielonym kolorze; czytała właśnie jakąś powieść. Kiedy zamknąłem drzwi,
podniosła wzrok znad liter i spojrzała na mnie ukradkiem.
Zawsze
podobała mi się jej uroda. Jej ojciec pochodził z Anglii, matka była
Amerykanką, jednak czuć było zamiłowanie Laury do starego kontynentu. Urodę
prawdopodobnie odziedziczyła po matce: te duże, łagodne, ciemnozielone oczy,
jasne włosy pokręcone przy końcach i szczupłą twarz, a także szeroki nos. Od
zawsze była drobna, ale dopiero wtedy, stojąc na środku biblioteki,
dostrzegłem, jak ostatnio schudła.
–
Cześć – mruknąłem miękkim głosem.
Starałem
się być miły, co wyszło mi chyba nawet nieźle. Z pewnością ani myślałem o
wszczynaniu kolejnej kłótni, która mogłaby zdenerwować Laurę.
–
Hej. – Zamknęła książkę i wyprostowała się. – Coś się stało?
Pokręciłem
głową, uważnie przypatrując się jej sylwetce. W świetle zachodzącego słońca
wydawała się za chuda, zupełnie jakby straciła kilka kilogramów w ciągu
ostatniego tygodnia. A może zeszczuplała już wcześniej, a ja tego nie
zauważyłem?
Spojrzałem
na jej nogi. Nie były tak długie jak Monique, ale całkiem zgrabne. Zresztą,
Laura była dobrą tancerką, dlatego swego czasu zabierałem ją na niemal każdy
bankiet. Dopiero kiedy poznałem Monique, przestaliśmy tak często pokazywać się
razem.
–
Nie, skąd. Mam do ciebie pytanie.
–
Zamieniam się w słuch – powiedziała ze znaną sobie pogodą.
Przez
moment sądziłem, że złość już jej przeszła, ale dobrze widziałem w jej oczach
ten utrzymujący się od przeszło tygodnia smutek i żal. Niepewnie podszedłem do
niej i usiadłem obok, patrząc za okno, bo nie potrafiłem przenieść wzroku na
twarz żony.
–
Jutro jest bankiet… – Wolałem pominąć, kto go organizuje. – Myślałem, że wiesz…
ty i ja…
Zamilkłem,
bo Laura nagle podniosła się i usiadła w fotelu przy biurku, jakby dając mi tym
samy do zrozumienia, że woli trzymać mnie na dystans.
–
Że pójdziemy razem? – spytała łagodnie.
–
Tak.
Długo
siedzieliśmy w krępującej ciszy i wydawało mi się, że minęła wieczność, nim w
bibliotece rozniósł się słaby głos Laury.
–
Niech będzie. Szkoda tylko, że nie uprzedziłeś mnie wcześniej, nie mam
odpowiedniej kreacji. Ale nie martw się, może coś wygrzebię z szafy. – Machnęła
ręką.
Uśmiechnąłem
się, bo po raz pierwszy od tygodnia Laura wypowiedziała tyle słów.
–
Dziękuję. Jesteś wielka.
–
Nieprawda – mruknęła. – Wybacz, ale muszę poszukać coś odpowiedniego. Nie mogę
przynieść ci wstydu. – Wstała, wsunęła książkę w odpowiednie miejsce i wyszła,
nie odwracając się ani razu.
~*~
Miałem
jedynie nadzieję, że Monique nie będzie na tym bankiecie. Gdy dzwoniłem do niej
poprzedniego wieczoru, nawet słowem nie wspomniała, że się na niego wybiera, a
ja sam wolałem jej nie przypominać, by przypadkiem nie przyszło jej do głowy
tam iść.
Mimo
wszystko obawiałem się tego, co mogło się wydarzyć. Gdyby na bankiecie pojawiła
się Monique, zaistniałaby naprawdę niezręczna sytuacja, a tego powinienem
uniknąć.
Nie
widziałem Laury cały kolejny dzień, gdyż musiałem wstać wcześnie rano, bo
miałem sporo pracy w firmie. Niestety, ale czekały mnie dwie konferencje i
jedno spotkanie z bardzo ważnym biznesmenem, dlatego gdy wróciłem do domu,
byłem zmuszony jak najszybciej się przebrać, by w ogóle zdążyć na przyjęcie.
Laura
już na mnie czekała, naprawdę pięknie ubrana. Nie zawiodła mnie i tym razem –
założyła długą suknię z granatowego materiału, która idealnie podkreślała jej
szczuplejsze ciało. No i te długie włosy – niby splotła je jedynie w zwykły
warkocz, ale wystarczyło, bym zatrzymał się w pół kroku i przez dobrych kilka
sekund wpatrywał w nią niczym w obrazek.
–
Wyglądasz naprawdę pięknie – przyznałem, podchodząc bliżej.
Laura
delikatnie się zarumieniła.
–
Dziękuję – mruknęła, mijając mnie w przejściu, a za nią uniósł się zapach
delikatnych kwiatowych perfum, które kupiłem jej z okazji dwudziestych ósmych
urodzin.
–
Poczekaj na mnie w samochodzie, będę gotowy za dziesięć minut – rzuciłem, gdy
wbiegałem pośpiesznie po schodach.
Całe
szczęście, że poprzedniego wieczoru wszystko sobie przygotowałem, bo
wystarczyło założyć niedawno kupiony garnitur, nowe buty i przeczesać włosy, a
wcale nie wyglądałem na kogoś, kto spędził dwanaście godzin w pracy, zjadając
rankiem jedynie pół kanapki i wypijając po drodze pięć kubków mocnej kawy.
Podczas
podróży na miejsce bankietu żadne z nas nie odezwało się ani słowem, dlatego
nie czułem się zbyt komfortowo. Chcąc jakoś rozluźnić napiętą atmosferę,
włączyłem płytę naszego ulubionego zespołu. Z głośników ryknęła głośna, jazzowa
muzyka, więc szybko ściszyłem radio.
–
Będzie ktoś znajomy? – nagle spytała Laura, nie odwracając wzroku od krajobrazu
rozciągającego się za oknem.
–
Niestety, Chris wyjechał wczoraj z Annie do Hiszpanii. Wrócą dopiero za jakiś
czas, więc raczej nie.
Gdy
dojechaliśmy na miejsce, czyli pod okazałą willę mieszczącą się na obrzeżu
Corony, wziąłem głęboki wdech. Jeśli okaże się, że na tym bankiecie będzie
Monique, mogę pożegnać się z załagodzeniem sytuacji między naszą trójką. Co się
stanie, jeśli moja żona zdenerwuje się na widok córki pana Laurenta i zrobi jej
awanturę? Wolałem nawet nie dopuszczać do siebie tych myśli.
–
Na pewno dobrze wyglądam? – zmartwiła się nagle Laura.
–
Oczywiście – potwierdziłem. – Przecież na bankietach zawsze prezentujesz się
wyjątkowo.
W
sumie przyjemnie było prawić komplementy Laurze; wiedziałem, że w ten sposób
nasza relacja nieco się polepszy. Nie mogłem przecież zachowywać się ciągle jak
skończony kretyn, który nie szanuje uczuć innych. Już raz bardzo zraniłem żonę,
nie mogłem sprawiać jej więcej przykrości, tym bardziej że obowiązywała mnie
niepisana umowa z Laurą.
Puściła
mój komplement mimo uszu. Wysiadła z samochodu, poprawiła jeszcze fryzurę i
ruszyła powoli w kierunku okazałej willi.
Podobało
mi się tutaj. Droga do głównych dwuskrzydłowych drzwi prowadziła przez
oświetloną reflektorami drogę. Na parkingu kotłowały się samochody
najbogatszych ludzi w tym stanie, dzisiaj skupionych w niewielkim mieście,
jakim była Corona. Sporo osób dostrzegłem na wielkim tarasie, gdzie większość
popijała ze smakiem szampana i prowadziła konwersacje na neutralne tematy,
czyli te niedotyczące polityki, pieniędzy i religii.
Położyłem
łagodnie dłoń na ramieniu Laury i poprowadziłem ją w kierunku wejścia. Nie
zamieniliśmy ze sobą ani słowa, dopóki moja żona nie zostawiła w holu lekkiego
płaszcza.
–
Dziwnie się czuję przy takim tłumie – westchnęła, gdy dostaliśmy się na salę
balową, gdzie w roku stała orkiestra, gotowa w każdej chwili dać muzyczny
popis. – Dawno nie byłam na takiej imprezie, ciężko jest się przyzwyczaić…
Rozglądałem
się z niepokojem dookoła, wypatrując czarnej grzywy włosów. Postanowiłem, że
jeśli tylko dostrzegę Monique, od razu zabiorę Laurę do domu. Nie mogłem
dopuścić do skandalu, na tym bankiecie znajdowało się zbyt wiele ważnych
osobistości.
–
Chodź, zajmiemy stolik – zaproponowałem, kierując się pod jedną ze ścian, gdzie
stał stół szwedzki, a wokół niego skupiono kilka porządnej jakości ław, gdzie
można było coś przekąsić.
Nie
tylko rozglądałem się za Monique, ale też jednocześnie podziwiałem przepych
tego miejsca. Pod sufitem wisiały ciężkie kryształowe żyrandole wielkości mojej
domowej biblioteki. Zresztą, sama ta sala była przeogromna, przygotowana na
przyjęcia dla jakichś trzystu, czterystu osób. W powietrzu unosił się przyjemny
zapach ciepłych potraw, które roznosili elegancko ubrani kelnerzy. Na parkiecie
nie było jednak zbyt wielu par; większość znajdowała się właśnie na rozległym
tarasie, do którego prowadziły drzwi znajdujące się niedaleko orkiestry.
–
Trochę tu duszno – jęknęła nagle Laura.
Zmarszczyłem
brwi.
–
Nieprawda. Przecież chodzi klimatyzacja, trochę przesadzasz.
Zajęliśmy
stolik, który, według mnie, znajdował się najdalej od ciekawskich gości.
Wolałem dmuchać na zimne, bo chociaż do tej pory nie zobaczyłem ani Monique,
ani jej siostry, to wcale to nie oznaczało, że żadnej z nich tu nie ma.
W
końcu zabawa rozkręciła się na dobre. Większość gości wróciła z tarasu i
przeniosła na parkiet, więc w pobliżu stołu szwedzkiego zostało niewiele osób,
w tym ja i Laura.
–
Chcesz zatańczyć? – spytałem po długiej chwili ciszy, podczas której moja żona
wpatrywała się z utęsknieniem na pięknie prezentujące się panie.
–
Nie, dziękuję – mruknęła, zerkając na mnie. – Przepraszam, niezbyt dobrze się
czuję wśród tych ludzi.
I
wtedy nagle stało się to, czego obawiałem się przez ostatnie godziny. Przez
główne drzwi weszły trzy osoby, które poznałem od razu. Najpierw dostrzegłem
Nathana Laurenta, mężczyznę z podeszłym wieku, który swoją łysinę próbował
ukryć pod niezbyt dobrze dobraną peruką. Zaraz za nim szła jedna z jego córek:
Monique.
Na
jej widok serce podeszło mi do gardła, i to nie z powodu fenomenalnej sukienki
i jeszcze piękniejszej fryzury. Przeraziłem się nie na żarty, bo wiedziałem, co
oznacza jej obecność na bankiecie: wielkie, wielkie kłopoty. Oblał mnie zimny
pot i już nie wiedziałem, co robić: ewakuować się czy może zostać i mieć
nadzieję, że Monique mnie nie zauważy?
Na
moje nieszczęście pan Laurent szybko dostrzegł nas w tłumie gości i ruszył w
moim kierunku żwawym krokiem. W tamtej chwili przeklinałem jego wyjątkowo dobrą
formę jak na sędziwy wiek.
–
Lauro, możemy już wracać?
Ale
ona była pochłonięta własnymi myślami i nie usłyszała mnie w tym hałasie.
Doszedłem do wniosku, że i tak wszystko stracone, bo za panem Laurentem
podążała Monique, która również dostrzegła mnie wśród gości.
Ty
kretynie, mogłeś siedzieć w domu albo sto razy upewnić się, że nie będzie jej
na bankiecie! Tylko skoro już stało się najgorsze, to postanowiłem wyjść z tej
niezręcznej sytuacji z jak największą klasą, ale obawiałem się, że mój honor
zostanie zaraz pogrzebany zupełnie jak Kleofas w moich marzeniach.
–
Lauro…
Wtedy
ona podniosła głowę, ale było już za późno…
–
Dobry wieczór, Matthew – przywitał mnie z uśmiechem pan Laurent, ściskając
mocno moją dłoń.
–
Dobry wieczór. – Kiwnąłem głową, zerkając na Monique, która stanęła jakiś metr
ode mnie i w milczeniu obserwowała Laurę.
–
Jak tam interesy, chłopcze? Firma dobrze prosperuje?
–
Ależ oczywiście, wręcz świetnie. – Teraz Laura zlustrowała uważnie wzrokiem
wspaniałą sylwetkę Monique. – Niedługo mam zamiar poszerzyć działalność aż do
Los Angeles, a potem, kto wie, może na cały stan…
Monique
skrzyżowała ręce na piersi i wydęła usta, a Laura podeszła bliżej mnie i
położyła mi dłoń na ramieniu.
–
My w sumie musimy już, niestety, uciekać – powiedziała to tak opanowanym głosem
jak podczas naszego „czarnego dnia”. – Było nam bardzo miło przyjść na ten
bankiet. Orkiestra grała naprawdę świetnie.
Monique
zerknęła na mnie i uniosła wysoko brwi, jakby chciała nas w ten sposób
sprowokować.
Laura
już ruszyła do wyjścia, gdy nagle drogę zagrodziła jej moja kochanka. Wtedy
zrozumiałem, że za późno na ratowanie godności; zaraz dojdzie do poważnej
kłótni.
–
Wybaczysz mi, ale chciałabym zamienić słówko z twoim mężem – powiedziała powoli
do mojej żony, a ja miałem świadomość, że jedynie dolała oliwy do ognia.
–
Rozumiem – powiedziała Laura, kiwając głową. – Jasne, nie mam nic przeciwko.
Będę w samochodzie – rzuciła przez ramię, owinęła się szczelniej ciemnym szalem
i ruszyła w kierunku dwuskrzydłowych drzwi.
Monique
wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła na taras. Na nasze szczęście nie znajdowało
się tak zbyt wiele gości, więc mogliśmy porozmawiać bez obawy, że ktoś nas
podsłucha. Ja jednak w dalszym ciągu byłem lekko podenerwowany, bo wiedziałem,
że o włos uniknęliśmy skandalu. Jak dobrze, że Laura postanowiła dalej odgrywać
rolę kochającej, ufnej żony.
–
Co to miało być? – niemal krzyknąłem, opierając się o balustradę. Chłodne
powietrze uderzyło mnie w nozdrza.
–
No co? Byłam miła. Wolałam spytać twoją żonę, zanim cię porwę…
–
Skończ – poprosiłem, chowając twarz w dłoniach. – Monique, cierpliwości. Już
minął tydzień, każda kolejna godzina przybliża nas do siebie. Dlaczego nie
potrafisz tego zrozumieć?
–
O nie, Matt. – Skrzyżowała ręce na piersi. – Jak śmiesz teraz tak do mnie mówić?
Nie widzisz, że ona wciąż próbuje cię omotać? Sądzi, że jeśli cię zatrzyma przy
sobie, zdoła cię odzyskać. Szkoda, że trzeba jej przypomnieć, że teraz jesteś
ze mną, a łączy was jedynie jakiś durny papierek…
Wypuściła
głośno powietrze, odsuwając się ode mnie. Dopiero wtedy przyjrzałem jej się
uważnie.
Monique
ceniła sobie elegancję, więc i dzisiaj nie zrobiła wyjątku. Założyła czerwoną
sukienkę do ziemi, a włosy upięła w misternego koka. W przeciwieństwie do Laury
często się malowała i z tego powodu także i dzisiaj nie zapomniała podkreślić
ust karmazynową szminką.
–
Posłuchaj. – Wziąłem ją za ramiona. – Trochę zaufania. To tylko umowa, z której
muszę się wywiązać. Zostały nam niecałe trzy miesiące.
Monique
pociągnęła nosem, cofając się do drzwi.
–
Ona zniszczy nasz związek – powiedziała na odchodnym i bez słowa zniknęła na
głównej sali.
Wywróciłem
oczami, ciężko wzdychając. Już miałem jej odpowiedzieć, że – jakby nie patrzeć
– nasz romans zniszczył moje małżeństwo, ale to tylko pogorszyłoby sytuację.
Znajdowałem się między młotem a kowadłem i zacząłem być już naprawdę zmęczony
tą sytuacją.
Ruszyłem
powoli w kierunku wyjścia, mocno poirytowany. Jeśli Laura sądziła, że przez tę
umowę do niej wrócę, bardzo się myliła. Powinna wiedzieć, że zgodziłem się na
taki układ tylko dlatego, że chciałem rozejść się bez zbędnych kłótni i
nieporozumień. Teraz jednak zacząłem żałować, że od razu nie zaproponowałem jej
domu i samochodu, może byłaby zadowolona takim podziałem majątku. Przecież nie
zabrałbym jej tego, czego mogłaby bardzo potrzebować.
Laura
siedziała w samochodzie, opierając głowę o szybę. Wyglądała na wyczerpaną,
zupełnie jak ja. Otworzyłem drzwi i wślizgnąłem się do środka bez słowa. Złość
na Monique, ale też i na żonę nie przeszła mi. Wolałem przemilczeć pewne
kwestie.
–
Coś się stało? – spytała niewinnie Laura, zerkając na mnie kątem oka. – Jesteś
jakiś nerwowy.
Zirytowały
mnie jej słowa. Miałem serdecznie dość obu kobiet, a tutaj musiałem jeszcze
przez najbliższy czas mieszkać z żoną, do której nic nie czułem. W dodatku moja
nowa dziewczyna była wściekła z takiego obrotu spraw; chciała jak najszybciej
mieć mnie przy sobie.
A
ja sam nie wiedziałem już, co robić.
–
Nic się nie stało – wykrztusiłem w końcu. – Nie zadawaj już takich
bezsensownych pytań, proszę.
Droga
powrotna minęła w całkowitym milczeniu. Nie włączyłem nawet żadnego jazzowego
kawałka, napawając się tą nerwową atmosferą w samochodzie. Może i mieliśmy z
Laurą umowę, ale to nie oznaczało, że miałem przed nią udawać idealnego męża.
Niech zrozumie, co czuję, męcząc się w jej towarzystwie!
Przez
kilka kolejnych dni znowu przestaliśmy się do siebie odzywać. Laura
prawdopodobnie wyczuła moje wrogie nastawienie do niej, bo już nie prowokowała
mnie durnymi pytaniami i zbędnymi słowami.
Wszystko
wróciło do stanu, którego tak bardzo chciałem kiedyś uniknąć.
~*~
Kolejna dawka przemyśleń Matta. No, jak tam się trzymacie? Bo ja, gdy sprawdzałam ten rozdział, miałam ochotę walnąć kogoś po głowie, i chyba wiecie już, kogo :). Uch, Matt uchował się od egzekucji tylko dlatego, że jest tworem mojej wyobraźni.
Następny rozdział w maju, postaram się dodać go w pierwszej połowie.
Wasza Elif
Ostatnio broniłam Matta, ale tym razem mam ochotę go kopnąć w tyłek. Jakim idiotą trzeba być, by zabrać żonę na bankiet ojca swojej kochanki?! Ja rozumiem, że chciał polepszyć swoje relacje z Laurą i za to go chwalę, ale mógł zabrać ją na kolację albo urządzić sympatyczny obiad w domu, cokolwiek byle nie to, co zrobił. Wcześniej uważałam go za pogubionego w życiu faceta z kryzysem wieku średniego, ale teraz twierdzę, że to bezmózgi tępak. Wkurzył się na obie kobiety, a tak naprawdę to on jest wszystkiemu winny. Dla mnie to oczywiste, że Monique będzie na bankiecie ojca i że jak zobaczy Matthew z żoną to się zdenerwuje. Zresztą Laura też. No i się stało.
OdpowiedzUsuńPodsumowując - Matt to kretyn i błagam oddaj mu mózg, bo bez niego czarno widzę przyszłość tego faceta. A Laurze dziwię się, że po tej beznadziejnej relacji z mężem jeszcze go w domu trzyma. Ja już dawno wystawiłabym mu walizkę za drzwi. Miłość czasami jest ślepa.
Matt sądził, że skoro Monique mu nic nie powiedziała, to pewnie nie przyjdzie na ten bankiet. Rzeczywiście, mądry to on nie był.
UsuńOczywiście, że on jest wszystkiemu winny, a jego złość i frustracja to pewnie wynik tego, że nie potrafi przyjąć do wiadomości, jak wielki błąd popełnił. Czubek do potęgi, mówiłam.
Ja też bym wystawiła walizkę za drzwi, ale cóż, nie jestem Laurą :)
Czy ja wiem, czy ślepa? Może po prostu bezgraniczna.
Dziękuję za opinię :)
Teraz mnie nie pozostaje nic innego, jak zgodzić się z Alicją, A. Matt jest kompletnym debilem! Laura natomiast wykazała się klasą. Fakt, że zabieranie żony na bankiet, na którym może się spotkać z kochanką jest posunięciem co najmniej nieprzemyślanym. On nie jest w stanie czuć do nikogo miłości, bo nie rozumie tego uczucia. A Monica powinna dostać jakąś solidną nauczkę. Mam nadzieję, że przez te trzy miesiące wydarzy się coś takiego, co spowoduje, że ich związek przestanie istnieć. W każdym razie to są moje życzenia dla pana Mata. Piszesz genialnie. Zajrzałam do Ciebie na chwilę i nawet zdziwiłam się, że już jest nowy rozdział. Jeżeli zechcesz to odwiedź mojego bloga. Tam też nowość.
OdpowiedzUsuńOwszem, Laura ma klasę i pokazuje to na każdym kroku :) Nie dała się sprowokować, mimo że Matt ewidentnie zawinił. I tak, to idiota, niestety, ale tacy też bytują :c
UsuńDziękuję za opinię :)
Matt denerwował mnie nie przez cały post, więc jest lepiej. na początku nie denerwował mnie aż tak mocno, bo zastanawiał się nad żoną i jej uczuciami. Ale później doszłam do wniosku,że tak naprawdę to chyba robio to , żeby zagłuszyć własne wyrzuty sumienia. a jak już doszliśmy do tej nieszczęsnej imprezy, to już wkurzył mnie na maksa. On jest zły na obie kobiety. biedaczek, takie są dla niego niedobre. rpzecież ktoś tak szlachetny i dobroduszny nie powinien być tak traktowany!!!! L. wydaje mi się totalnie zbyut inteligentna i dobra, żeby z nim być i coraz bardziej jej nie rozumiem. Monique ma zgoła inny charakter, ale też wydaje mi się, że powinna być mądrzejsza i go po prostu olać. Mam wrażenie, w dodatku, ze L może chorowac na jakąs poważna chorobę, może nowotwór... Ciekawe, co z tego wszytskiego wyniknie... Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowość;)
OdpowiedzUsuńMatt czasem prezentuje resztki godności, chociaż z tym u niego coraz gorzej :) I tak, ta nieszczęsna impreza tylko pokazała, jakim ignorantem się stał. Mógł się domyślić, że na bankiecie pojawi się Monique, a jednak zabrał tam swoją żonę.
UsuńLaura chyba po prostu mimo wszystko dalej go kocha. Kto wie, może jest w stanie mu wszystko wybaczyć? Owszem, raczej nie powinna, ale prawdziwa miłość nie zna granic :)
Dziękuję za opinię :)
Witaj.
OdpowiedzUsuńCo za bezczelna baba z tej Laury. Cholera by ją normalnie wzięła! ;/ Monique nie powinna dawać się tak sprowokować. Mogła zachować się profesjonalnie, a tak? Niepotrzebnie daje przewagę zadowolenia Laurze.
Tak jak jasności, czytam opowiadania tych osób, które również znajdują czas na moje opowiadanie. Mam nadzieję, że znajdziesz czas.
Pozdrawiam,
http://akfradratposiadaartystycznaduszyczke.blogspot.com/