niedziela, 6 września 2015

Rozdział piętnasty

12 komentarzy:



Patrząc na tę historię z perspektywy czasu, wciąż zachodzę w głowę, jak okrutnym mężem, ba – człowiekiem – byłem.
Laura odeszła po południu, na werandzie naszego drewnianego domku. Miała dopiero dwadzieścia osiem lat, wiele niespełnionych marzeń i męża, który okazał się prawdziwym draniem bez honoru.
Nie zasługiwała na takie życie, chociaż wiele razy powtarzała mi, że wystarczająco ją uszczęśliwiłem. Wiem, że nie kłamała, ale moje sumienie od tamtej pory nieznośnie mnie gryzie i obawiam się, że będzie tak aż do śmierci. W sumie to odpowiednia kara za grzech, którego chyba nigdy nie uda mi się odpokutować.
Po tym wszystkim, co się stało, zerwałem kontakty z Monique. Wiem, że w pewnym sensie złamałem jej serce, ale mam też świadomość, że nigdy nie łączyło nas prawdziwe uczucie. Zresztą, i tak nie umiałbym z nią żyć – czułbym się po prostu niezręcznie.
Laura zmarła dwa dni przed Bożym Narodzeniem. Dla Chrisa i Annie był to prawdziwy szok, gdyż nie powiedzieliśmy im o chorobie, a o jej śmierci dowiedzieli się dopiero dzień później, gdy zadzwonili z pytaniem, czy nie chcielibyśmy wpaść na wigilijną kolację.
Oczywiście jak na przyjaciół przystało, zaprosili mnie na Boże Narodzenie do siebie, ja jednak wolałem tego dnia nie ruszać się z domu. Z samego rana załatwiłem wszystkie sprawy pogrzebowe, po czym wróciłem do siebie. Zamknąłem się w gabinecie i zacząłem robić to, co pozwoliło mi uciec od wszystkich problemów – uzupełniałem firmowe dokumenty.
Doprawdy zdziwiłem się, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek – dochodziła czwarta po południu, więc to raczej nie była odpowiednia pora na niczyje odwiedziny.
W pierwszej chwili jak idiota pomyślałem, że to Laura, która znowu z powodu roztargnienia zapomniała kluczy, jednak szybko przypomniałem sobie, że jej przecież już nie ma. Później zastanawiałem się, czy to nie Monique z lampką wina na zgodę, a może Chris i Annie, którzy postanowili mnie odwiedzić i jakoś wesprzeć.
Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem w drzwiach Clarę. Była chyba najmniej spodziewanym gościem.
– Hej – przywitała się. – Pomyślałam, że tak jak ja potrzebujesz trochę towarzystwa, więc postanowiłam cię odwiedzić.
Zmierzyłem ją wzrokiem od góry do dołu.
– Myślałem, że mnie nie znosisz.
– Może trochę, ale za to Laura cię kochała, dlatego postanowiłam przyjść. Pewnie tego by ode mnie oczekiwała.
Odsunąłem się, by ją przepuścić. Pachniała kwiatowymi perfumami, bardzo podobnymi do tych używanych przez Laurę. Za nią przyszedł powiew świeżego powietrza. Pogoda znowu się popsuła; chmury przykrywały niebo, chociaż jeszcze nie padało. Cóż, przynajmniej przyroda oddawała w tamtej chwili stan mojego sumienia.
– Rozbierz się – zaproponowałem matowym głosem. – Chcesz herbaty?
– Dzięki, ale piłam niedawno kawę.
– Dlaczego nie jesteś z rodziną? – Zapomniałem taktu, ale ostatnio roztargnienie ciągle mi towarzyszyło.
– Tatuś zrobił mi wczoraj awanturę, że nie dostałam wolnego, więc wolę na razie nie pokazywać się rodzinie na oczy. A ty? Jak się trzymasz?
– Jak widać. – Wzruszyłem ramionami, siadając przy stole w kuchni. – Co z tobą?
Przyjrzałem się uważniej mojemu gościowi. Clara miała farbowane blond włosy, teraz rozpuszczone, sięgające nieco za ramiona. Oczy podobne do siostry – kryształowo niebieskie, czyste, bez żadnej plamki na tęczówce. Och, no i piegi na całej twarzy, rude i figlarne. Wyglądała całkiem ładnie, nie tak prowokująco jak siostra, delikatnie i subtelnie.
– Hm, Laura była moją dobrą koleżanką. – Wzruszyła ramionami. – Tęsknię za nią. Ciężko mi z myślą, że jej tu nie ma…
Głos jej się załamał, dlatego szybko podałem jej chusteczki.
– Przepraszam. – Otarła łzy z twarzy. – Zazwyczaj mi się to nie zdarza.
Schowałem twarz w dłoniach; mnie też nie było łatwo.
– Wiesz, mimo że cię nie miałam okazji poznać, to Laura mi dużo o tobie opowiadała. Zawsze powtarzała, że jest bardzo szczęśliwa, że nic jej przy tobie nie brakuje. I co mnie najbardziej dziwi… Nawet słowem nie zająknęła się o twoim romansie, mimo że doskonale o nim wiedziała. Boże, Matt, jak ona musiała cię kochać!
– Wiem – westchnąłem, opierając się na ramieniu. – A ty? Jak bardzo jesteś na mnie wściekła?
– Ja? – zdziwiła się. – Niby za co?
– Za Laurę i Monique.
Clara wywróciła oczami.
– Monique nie jest zdolna do prawdziwej miłości. Wasz romans był dla niej odskocznią, może jakimś jej buntem. Szczerze wątpię, by rzeczywiście cię kochała. Po tym, jak z nią zerwałeś, nawet słowem o tobie nie wspomniała. Jakby nie patrzeć, odniosła porażkę i nie chce się do tego przyznać. Byłeś dla niej swego rodzaju wyzwaniem, no wiesz, bogaty i żonaty mężczyzna z klasą. Nie dziwię się, że pragnęła się z tobą związać.
– Planowaliśmy ślub.
– Ślub?! – zaśmiała się. – Błagam, Matt, to były tylko puste słowa. Nie znam większej przeciwniczki małżeństw niż Monique. Nie chciałabym być złą siostrą, ale Monique nie zasługuje na prawdziwą miłość. Jest bezwzględna i wątpię, by rzeczywiście kiedykolwiek coś do ciebie czuła. Pewnie uznała twoją żonę za konkurentkę, dlatego tak o ciebie walczyła. Nie chodziło o miłość, tylko rywalizację.
Szkoda, że zrozumiałem to tak późno, pomyślałem.
– Natomiast Laura… Cóż, jeśli ci wybaczyła, a zgaduję, że tak się stało, to nie mam prawa robić ci wymówek. Kochała cię nad życie, wiele razy mi to mówiła. Och, gdybym wcześniej wiedziała, że ty, moja siostra i Laura tworzycie trójkącik!
– Teraz jestem sam.
– Zauważyłam.
Na moment zapadła cisza, podczas której Clara wyglądała wciąż za okno. Przypomniała mi Laurę podczas ostatnich godzin życia, gdy tak tęsknie wpatrywała się w szybę. Przynajmniej zmarła szczęśliwa, tak jak sobie zaplanowała.
– Chyba powinnam się zbierać – mruknęła w końcu, podnosząc się. – Trzymaj się, Matt. Może niedługo do ciebie wpadnę.
Rzeczywiście, wpadła w dniu pogrzebu. Byłem jej wdzięczny, bo pomogła mi w jego organizacji. Na samej ceremonii dzielnie mnie wspierała, wygłosiła wspaniałą mowę pożegnalną, a także zajęła się gośćmi.
Później też wpadała; najpierw rzadko, bo co dwa, trzy tygodnie, potem coraz częściej. Dużo rozmawialiśmy, wspominaliśmy Laurę, śmialiśmy się i płakaliśmy. Mimo początkowej niechęci nawiązała się między nami najpierw nić porozumienia, która potem przekształciła się w, o dziwo, prawdziwą i szczerą przyjaźń.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę jeszcze w stanie pokochać jakąś kobietę tak bardzo jak Laurę. Popełniłem w życiu wiele błędów, ale ten jeden kosztował mnie najwięcej. Musiałem dostać od życia prawdziwą nauczkę, bolesną lekcję, która uświadomiła mi, co jest w życiu najważniejsze.
Bóg dał mi Laurę, moją przyjaciółkę, żonę, spowiedniczkę i powierniczkę największych sekretów, ale ja nie doceniłem jej od razu. Zrobiłem to, gdy było już zdecydowanie za późno.
Zmarnowałem swoją szansę i obawiam się, że wyrzuty sumienia będą mi towarzyszyć już do końca życia. Sądzę, że to dobra kara dla takiego potwora, jakim się stałem.
A jednak Laurze, mimo wszystko, udało się mnie zmienić. Do końca, może nieświadomie, walczyła o naszą miłość; wybaczyła mi największy błąd, jaki mogłem popełnić, wciąż mnie kochała. To właśnie potęga jej uczucia do mnie sprawiła, że w końcu się opamiętałem.
Tęsknię za nią, tak bardzo, bardzo tęsknię. I wyobrażam sobie, co by było, gdyby żyła, gdyby mogła wciąż dzielić się ze mną swoimi troskami, obawami, radościami. Gdy budzę się nad ranem, szukam jej dłonią, ale zawsze natykam się na zimną pościel. Czasami zdarzy mi się zaparzyć dwie kawy lub nakryć do stołu dla dwóch osób.
Laura była wspaniała, choć to zdecydowanie za mało powiedziane. Trzeba było ją dobrze poznać, by zrozumieć, jak niesamowitą stała się osobą.
Brakuje mi mojej najlepszej przyjaciółki. Jestem jej wdzięczny, że wybaczyła mi moje grzechy, choć wiem, z jakim trudem jej to przyszło.
Kto by pomyślał, że kiedyś to ja byłem jej marzeniem, a teraz, gdy wszystko się skończyło, właśnie ona stała się moim. Ulotnym, nierealnym, ale moim.
Teraz, gdy przywołuję sobie jej obraz, widzę promiennie uśmiechniętą blondynkę ubraną w sukienkę w kwiatki, która nie mogła doczekać się wyjazdu nad Jezioro Mathews. Jasne błyszczące oczy, dołeczki w policzkach i smukłe dłonie na zawsze zostaną w mojej pamięci jako ikony piękna.
Po tym wszystkim, co się stało, mam tylko szczerą nadzieję, że teraz, gdziekolwiek jest i cokolwiek robi, Laura Turner jest szczęśliwa i mimo wszystko nie żałuje swojej wielkiej miłości do mnie.

KONIEC, 25.04.2015

~*~
 Data z kwietnia absolutnie nie jest przypadkowa - tego dnia skończyłam pisać to opowiadanie.
Cóż... kolejny blog i kolejna historia, którą udało mi się zakończyć. Jestem z jednej strony z siebie naprawdę dumna, a z drugiej wiem też, że opowiadanie do porywających raczej nie należało. Mimo wszystko jestem zmotywowana - chcę napisać coś naprawdę dobrego, w moim stylu, a teraz padło na jeszcze jeden romans. I już teraz pragnę zaprosić na nowego bloga (Elif szaleje) pod tytułem Wystarczy jedna chwila. Akcja rozgrywa się, po raz pierwszy w moim wykonaniu, w Polsce - a nuż może ta historia kogoś zainteresuje? :)
 Pragnę bardzo podziękować wszystkim Czytelnikom, którzy poświęcili choć odrobinę czasu na tę historię, a zwłaszcza tym, którzy potrafili i pochwalić, i zganić za różne błędy i głupoty, które przemycałam w treści. Nie chcę nikogo wyróżniać, bo osoby, które komentowały rozdziały i motywowały mnie do dalszej pracy, doskonale wiedzą, że to właśnie o nie mi chodzi. Jeszcze raz wszystkim dziękuję i do zobaczenia na kolejnym blogu, gdzie przedstawiona opowieść znacznie różni się od tego, co jest tutaj.

Wasza Elif

Obserwatorzy

Mrs Black bajkowe-szablony