Obudziłem
się z samego rana przez hałas. Spojrzałem za okno i wywróciłem oczami. No tak,
zapowiadali paskudną pogodę w Los Angeles i okolicy, więc nie zdziwił mnie za
bardzo gęsty deszcz, który bębnił bezlitośnie o szybę. Niebo przykryły chmury,
więc w salonie, w którym spałem od dwóch nocy, panował półmrok.
Zapaliłem
światło i zerknąłem na zegarek; dochodziła piąta rano.
Zdziwiłem
się, że spałem tak krótko. Wczoraj przez pół nocy wierciłem się w łóżku, nie
mogąc zmrużyć oka; wciąż myślałem o tej całej trudnej sytuacji. Jeszcze dwa
miesiące temu byłem pewien, że nie kocham już żony i pragnę odejść do kochanki,
jednak sytuacja diametralnie się zmieniła.
Być
może to zamierzone działanie Laury, być może czysty przypadek, ale przez
ostatnie tygodnie nabrałem poważnych wątpliwości co do związku mojego i
Monique. Owszem, z pewnością coś dalej do niej czułem, ale byłem zagubiony – z
jednej strony nie mogłem pogodzić się z myślą, że na zawsze stracę tak cudowną
osobę, jaką była Laura, a z drugiej musiałem dochować obietnicy danej Monique.
Przecież
nie mogłem teraz wrócić do żony, gdyż pokazałbym kochance, że wcale się nie
myliła. Doskonale pamiętam, jak mnie ostrzegała, że to właśnie tak może się
skończyć. Ja nie przyjmowałem tego do wiadomości, w końcu wydawało mi się, że
kocham Monique do szaleństwa. A jednak stało się – zrozumiałem, że moje uczucie
względem Laury wcale nie zniknęło, ba, jeszcze bardziej pogłębiło.
Zasnąłem
dopiero wpół do trzeciej, nękany coraz to dziwniejszymi wizjami mojej
przyszłości.
Stwierdziłem,
że i tak już dzisiaj nie zasnę, więc zabrałem się za robienie śniadania. Znając
ostatnie przyzwyczajenia mojej żony, nie spodziewałem się, że wcześnie wstanie,
mimo że położyła się już wpół do ósmej wieczorem. Przygotowałem jajecznicę,
którą pośpiesznie zjadłem, później trochę posprzątałem i przyrządziłem Laurze
zdrową sałatkę warzywną.
Doprawdy
się zdziwiłem, gdy moja żona przyszła do kuchni o szóstej nad ranem. Ubrana w
aksamitny jasny szlafrok, z pobladłą twarzą i głębokimi cieniami pod oczami
wyglądała na wybitnie zmęczoną i niewyspaną.
–
Dzień dobry – przywitałem ją, kładąc przed nią talerz z sałatką. – Chyba nie
czujesz się dziś najlepiej.
–
Okropnie boli mnie głowa – jęknęła Laura, chowając twarz w dłoniach.
Podszedłem
do niej i położyłem jej rękę na karku, jakby miało to w czymś pomóc. Nie
chciałem, by cierpiała, a wyglądała naprawdę mizernie.
–
Przepraszam, ale nie jestem głodna. Lepiej, jeśli się położę, może mi przejdzie
– mruknęła, podnosząc się i ruszając w stronę kanapy obitej skórzanym
materiałem. – Nie spałam za dużo tej nocy, pewnie to dlatego tak źle się czuję.
–
No i jest paskudna pogoda – przytaknąłem, patrząc, jak Laura zawija się w koc i
opiera głowę na poduszce.
Rozejrzałem
się po salonie połączonym z kuchnią. Nie był zbyt duży, udało się tu zmieścić
jedynie wąską kanapę i dwa fotele, a także stary telewizor, który mógł już
dawno nie działać. W rogu stał pamiętny kominek; dodatkowym urokiem tego domku
były drewniane ściany, przesycone charakterystycznym zapachem, a także szklane
drzwi prowadzące na taras, skąd rozciągał się zapierający dech w piersiach
widok, czyli Jezioro Mathews i pobliska przyroda.
–
Może chcesz wody albo kawy? – spytałem, podchodząc do wysłużonego drewnianego
kredensu. – Mogę przygotować ci takie śniadanie, jakie tylko sobie zażyczysz.
–
Matt… – westchnęła. – Naprawdę nic nie chcę w tym momencie. Chodź tu do mnie.
Wyciągnęła
ku mnie rękę i wyjrzała zza koca, by sprawdzić, czy do niej przyjdę.
Posłuchałem jej, w ciągu chwili znalazłem się tuż obok, ujmując jej dłoń.
Ucieszyłem się, gdy jej nie cofnęła.
–
Może chcesz jakieś leki? – spytałem, gładząc ją po czole. Nie miała gorączki. –
Znajdę coś przeciwbólowego.
–
Lepiej nie. Nie powinnam z nimi przesadzać, lekarz ostrzegał mnie, bym nie
brała nic pochopnie. Pewnie niedługo mi przejdzie, to zwykła migrena.
Miałem
nadzieję, że się nie myli. Chyba bym nie zniósł myśli, że coś jej się stało.
Doskonale pamiętam, jak musieliśmy przerwać wycieczkę do Paryża z powodu złego
samopoczucia Laury; nie chciałem powtórki z rozrywki, tym bardziej że moja żona
wyglądała co najmniej źle.
–
Lekarz? – Zmarszczyłem brwi.
–
Pamiętasz moje problemy z hormonami? – spytała, a ja pokiwałem głową.
No
tak, jakiś rok temu Laura źle się czuła, więc zrobiła podstawowe badania i
okazało się, że miała jakieś problemy z trzustką. Na szczęście nie była to
przewlekła choroba, dlatego dosyć szybko wróciła do zdrowia.
–
Więc on mi to powiedział – wyjaśniła jak małemu dziecku. – Nie chcę mieć
później jakichś problemów zdrowotnych.
–
Rozumiem – odparłem, siadając na puszystym dywanie, który doskonale pamiętał
nasz miesiąc miodowy. – Jeśli tylko czegoś będziesz potrzebować, to mi powiedz.
Siedzieliśmy
w milczeniu przez kilka długich minut. Miałem wtedy okazję uważnie przypatrzeć
się żonie.
Nie
zmieniła się zbytnio od tych prawie trzech miesięcy, jednak wciąż niepokoiły
mnie jej zapadłe policzki i poszarzała skóra. Nie tryskała energią jak dawniej,
stała się chorowita i ciągle zmęczona. Spała mnóstwo czasu, no może z wyjątkiem
tej nocy, brała jakieś leki, a przy tym znacznie schudła.
Nie
wiem, dlaczego nie chciała przyznać się do diety. Przecież dobrze widziałem,
jak zmieniał się jej wygląd, ale ta za każdym razem utrzymywała, że nic jej nie
jest, że to nie dieta, a po prostu metabolizm.
Niestety,
tym razem nie wierzyłem w ani jedno jej słowo. Tylko dlaczego aż tak chciała
schudnąć?
–
Rozpalisz w kominku? – spytała Laura, podnosząc głowę. – Chciałabym przy nim
usiąść.
Kiedy
ona przeniosła się na drewnianą podłogę, ja wykonałem to, o co mnie poprosiła.
Usiadłem obok niej, pozwoliłem oprzeć głowę na moim ramieniu, by tylko było jej
lepiej, by tylko ból choć trochę ustąpił…
Wpatrywaliśmy
się w blask ognia jak zahipnotyzowani. Nie wiem, o czym w tamtej chwili myślała
Laura, ja jednak wspominałem pamiętne chwile podczas naszego miesiąca
miodowego. Wiele godzin spędziliśmy na tej podłodze, rozmawiając, śmiejąc się,
płacząc i planując przyszłość. Słuchaliśmy naszej ulubionej muzyki, piliśmy
mocną kawę, by po raz kolejny spać jak najmniej podczas nocy, biegaliśmy w deszczu,
całowaliśmy w usta… Po prostu byliśmy szczęśliwi.
Gdzie
ta radość wyparowała? Kiedy się ulotniła? Nie potrafiłem określić, w jakim
dokładnie momencie przestało być mi u boku Laury tak dobrze. Przetrwaliśmy
sporo kryzysów, a jednak nastał taki, który rozbił nasz związek.
–
Chciałbym kiedyś wrócić do przeszłości – przyznałem nieśmiało, zakłócając
przyjemną ciszę wypełnioną trzaskaniem ognia w kominku. Laura podniosła głowę i
spojrzała na mnie łagodnie. – Naprawić wiele błędów. Nie chciałem cię zranić –
jęknąłem i głos mi się załamał.
Laura
nic nie powiedziała, jedynie pogładziła mnie po policzku, jakby dając mi tym do
zrozumienia, że wcale nie jest na mnie zła.
–
Proszę, nie udawaj, że cię to nie dotknęło – poprosiłem zduszonym głosem. –
Wiem, że bardzo przeze mnie cierpisz. Nie musisz mi udowadniać, że aż tak mnie
kochasz, bo na to zwyczajnie nie zasługuję.
–
Każdy ma prawo do drugiej szansy – przyznała po chwili Laura. – Nie rozumiem,
czemu tak bardzo się tym zadręczasz. Owszem, nie jest mi łatwo, nie powiem, że
mnie to nie dotknęło, ale dlaczego mam pozbawić cię szczęścia? Skoro to
najwyraźniej Monique jest tą jedyną, dlaczego mam psuć i jej przyszłość?
Spędziliśmy razem cudowne pięć lat jako małżeństwo i najwyraźniej tak miało
być. Wiele rzeczy nie zależy od nas.
–
Ta zależała – rzekłem z goryczą w głosie. – Zależała ode mnie. Nawaliłem,
chociaż to mało powiedziane. Nie zasługujesz na to, co ci zrobiłem. Sądzę, że
powinnaś wyjść za mąż za kogoś innego, kto lepiej by cię docenił od razu, a nie
po popełnionym błędzie.
Laura
długo milczała, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
–
Matt, moje narzekania i tak nic nie zmienią – przyznała w końcu, głośno
wypuszczając powietrze z ust. – Nie chcę cię przy sobie zatrzymać – od razu
wyjaśniła. – Wiem, jak to wygląda, wiem, że nie złoszczę się i nie robię ci
awantur. Ja po prostu jestem zwykłym tchórzem, którego przeraża samotność.
Owszem, dalej cię kocham, ale to nie znaczy, że przeze mnie masz zrezygnować z
prawdziwej miłości. Właśnie dlatego, że czuję do ciebie to, co czuję, pozwalam
ci odejść. Uwierz mi, że w tym momencie bardziej mi zależy na twoim szczęściu.
Zerknąłem
na nią z ukosa. Nie płakała, chociaż widziałem, że była przygnębiona, trochę
zamyślona. Nie patrzyła na mnie, ale jej dłoń spoczywała na moim kolanie, jakby
tym gestem chciała – och, co za paradoks – dodać mi otuchy.
–
Przepraszam cię – powiedziałem znowu, wiedząc, jak puste są moje słowa w
obliczu tego, co zrobiłem. – Nie walczyłem o nasze małżeństwo, mimo że było one
dla mnie najważniejsze.
Laura
uśmiechnęła się wtedy łagodnie.
–
Najważniejsze, że nie żałujesz.
–
Żałuję romansu.
Powiedziałem
to po raz pierwszy od kilku miesięcy. Nigdy do tej pory się do tego nie
przyznałem, ale ta atmosfera, która nam w tamtej chwili towarzyszyła, niejako mnie
do tego zmusiła. Co dziwniejsze, nie pożałowałem tych słów.
–
Nie mów tak. – Och, dlaczego Laura musiała mi na każdym kroku coś udowadniać?!
Dlaczego tak bardzo pragnęła mojego szczęścia, gdy ja rozsypałem cały jej
uporządkowany świat na drobne kawałki? – Nie powinieneś żałować czegoś, co choć
na moment sprawiło, że byłeś szczęśliwy.
–
Mnie się tylko wydawało, że to jest to, czego szukam. Miałem ciebie,
najcudowniejszą kobietę na świecie, a nie potrafiłem tego docenić.
Wtedy
Laurze chyba zabrakło argumentów.
Sam
nie wiedziałem, dlaczego nasza rozmowa tak się potoczyła, dlaczego przyznałem
jej się do takich rzeczy. Moja żona była jednocześnie wspaniałą przyjaciółką i
mimo że tak ją skrzywdziłem, wciąż mogłem jej się wyspowiadać z
najdziwniejszych przemyśleń.
–
Porozmawiajmy o czymś innym – poprosiła nagle Laura, odsuwając się nieco ode
mnie. – Nie chcę już roztrząsać tej sprawy, bo po prostu nie mam na to siły,
Matt.
Westchnąłem
ciężko.
–
Pamiętasz, jak pływaliśmy w tym jeziorze? – spytałem, patrząc za okno. Deszcz
już ustał, słońce wyszło zza chmur, ale dalej było mokro.
–
Tak. Wkręciłeś mnie, że nie umiesz pływać, a ja martwiłam się i ciągle cię
pilnowałam. Później do wszystkiego się przyznałeś. – Wycelowała we mnie
wskazującym palcem, chichocząc.
–
Po prostu lubiłem, gdy poświęcałaś mi uwagę.
–
Faceci. – Wywróciła oczami. – Chodź na spacer – nagle poprosiła.
–
Na pewno? Może lepiej zostań, nie czułaś się najlepiej.
–
Dam sobie radę – zapewniła mnie, podnosząc się. – No już, rusz się, bo niedługo
znowu zacznie padać.
–
A gdzie chcesz iść?
–
Nad Jezioro Mathews, na pomost – odparła, zakładając kurtkę i związując włosy w
koński ogon.
Pomost,
kolejne miejsce skrywające nasze wspomnienia. Gdy dopisywała pogoda,
przesiadywaliśmy tam całymi godzinami, czytując książki albo mocząc nogi w
wodzie. Często też pływaliśmy, napawając się swoim towarzystwem. Do dzisiaj
pamiętam zapach kwiatów, jakie Laura wplatała we włosy, ciepło jej dłoni i
wesołe okrzyki, gdy rzucaliśmy się do wody, trzymając za ręce.
Chyba
nabrała odrobinę energii przy tym kominku, trochę zregenerowała siły, a przez
to żwawym krokiem wyszła na zewnątrz i ruszyła w kierunku jeziora.
Powietrze
wciąż było ciężkie i wilgotne, ale na dworze panował przyjemny chłód. Słyszałem
wyraźnie odgłosy przyrody, ptaki śpiewające na drzewach, szelest liści i głos
Laury, która nuciła coś pod nosem.
–
Szybciej – ponagliła mnie, odwracając się.
Ruszyła
tylko nam znaną drogą, przez chaszcze, gdzie kiedyś wydeptaliśmy ścieżkę,
której już niestety nie było, jednak moja żona znała drogę na pamięć. Ja mimo
wszystko trochę się ociągałem, starając się napawać bliskością przyrody i
samotnością. Od dawna nie miałem okazji wypocząć na łonie natury.
Po
kilku minutach dotarliśmy do celu naszej wędrówki. Laura już stała nad brzegiem
i wpatrywała się urzeczona w taflę wody. Nie zareagowała nawet wtedy, gdy do
niej podszedłem i położyłem dłonie na jej ramionach.
–
Uwielbiam to miejsce – szepnęła cichutko, tak że ledwo ją usłyszałem. – Żałuję,
że nie przychodziłam tu częściej.
– Przecież
możesz tu jeszcze przyjeżdżać – zapewniłem ją pośpiesznie.
Laura
jednak milczała.
–
Idę na pomost – stwierdziła po chwili zdławionym głosem, ruszając powoli w jego
kierunku.
Postanowiłem
pójść za nią, choć powracające wspomnienia ciągle się nasilały pod wpływem tego
miejsca i panującej tutaj atmosfery. Szybko znaleźliśmy się na starym pomoście,
zniszczonym przez czas. Drewno przesiąkło wodą i przez to nie było tu zbyt
stabilnie, jednak Laurze to nie przeszkadzało. Podeszła na skraj pomostu i zapatrzyła
się w wodę, spokojną i w miarę przejrzystą.
–
Chyba nie masz zamiaru pływać – mruknąłem, gdy zdjęła kurtkę.
–
Oczywiście, że nie. Po prostu jest tu gorąco, nie czujesz tego?
Uniosłem
brwi w geście zdumienia.
–
Nie, nie jest. Mamy zaledwie piętnaście stopni powyżej zera, jest grudzień, a
tobie gorąco? Lauro, dobrze się czujesz?
Nie
odpowiedziała od razu, dlatego się zaniepokoiłem.
–
Chyba powinniśmy już wracać. Wolałbym, żebyś się położyła.
Laura
chwilę jeszcze wpatrywała się w jezioro, nad którym unosiła się poranna mgła.
Zaczął padać rzęsisty deszcz, zanosiło się na całodzienną ulewę, dlatego
wolałem jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i przytulnym domku.
–
Nie chcę opuszczać tego miejsca – powiedziała nagle Laura, zakładając kurtkę z
powrotem. – Matt, zostańmy tutaj.
–
Zaraz zacznie się ulewa. Lauro, co się dzieje? – spytałem, gdy ta wcale się nie
ruszyła, mimo że deszcz nasilił się.
Znowu
milczała, ale po krótkiej chwili ruszyła w moją stronę ze zbolałą miną.
Pokręciłem głową, nie potrafiąc jej zrozumieć. Co jej się znowu stało? Dlaczego
zachowywała się tak sentymentalnie, zupełnie jakby miała to być jej ostatnia
podróż w życiu?
Poszliśmy
w milczeniu w kierunku domu, a gdy dotarliśmy wreszcie na miejsce, oboje
byliśmy przemoczeni do suchej nitki.
–
Przygotuję obiad – mruknąłem, gdy znaleźliśmy się wreszcie w ciepłym i przede
wszystkim suchym salonie.
–
Ja idę się osuszyć – odparła Laura, kierując się do łazienki.
Włączyłem
radio i zabrałem się do gotowania. Skroiłem warzywa, przygotowałem sałatkę, a
gdy już miałem zabrać się za przyrządzanie mięsa, krzyknąłem:
–
Lauro, wolisz wołowinę czy drób?
Nie
odpowiedziała, dlatego odłożyłem nóż, zdjąłem fartuszek i podszedłem pod drzwi
łazienki.
–
Lauro? – Zapukałem.
I
wtedy usłyszałem głuchy huk, zupełnie jakby coś ciężkiego zwaliło się na
ziemię. Przysięgam, że w tamtej chwili serce podeszło mi do gardła.
–
Lauro?!
Jednym
szarpnięciem otworzyłem niezamknięte na zamek drzwi. To, co zobaczyłem,
sprawiło, że omal nie upadłem. Laura leżała na podłodze, z głowy ciekła jej
krew. Gdy zemdlała, musiała uderzyć nią o wannę.
Na
miękkich kolanach pochyliłem się nad nią i sprawdziłem puls. Żyła, oddychała i
to dla mnie było wtedy najważniejsze. Drżącymi rękami obróciłem ją twarzą w
swoją stronę, gdyż leżała zwinięta między wanną a ścianą.
–
Lauro… Lauro, proszę, powiedz coś – błagałem, szukając w kieszeni telefonu.
Była
tak krucha, bezwładna, a do tego blada jak papier…
Wykręciłem
numer pogotowia i wezwałem karetkę, martwiąc się, że zanim tu dojadą, dojdzie
do tragedii. Laura nie reagowała, zupełnie jakby zapadła w jakąś śpiączkę…
Co
ja miałem robić?! Nie wiedziałem, jak się z nią obejść, nie miałem pojęcia, co
jej się stało, dlaczego zemdlała, a teraz nie odzyskiwała przytomności… W końcu
uniosłem jej nogi do góry, odgarnąłem włosy z twarzy i oczyściłem nieco ranę na
czole.
Gdy
myślałem, że jakoś uda mi się ją ocucić, z nosa zaczęła cieknąć jej krew.
Czułem się taki zagubiony; nie umiałem pogodzić się z tym, że nie mogę jej
jakoś pomóc.
Nie
mam pojęcia, ile czasu spędziliśmy w tej maleńkiej łazience, gdzie
bezskutecznie próbowałem ocucić Laurę. Nagle usłyszałem głośną syrenę i
dziękując w myślach Bogu za to, że w ogóle tu dotarli, wybiegłem do
sanitariuszy, by wreszcie zabrali moją żonę do szpitala i należycie się nią zajęli.
Odpowiadałem
na ich pytania automatycznie. Nie, nie wiem, czy jest na coś przewlekle chora.
Ostatnio bardzo schudła, niezbyt dobrze czuła się rano. Nie, raczej nie jest w
ciąży – przecież bym to zauważył. Moje słowa znikły gdzieś w przestrzeni, gdy zapakowano
nieprzytomną Laurę do karetki i odjechano, zostawiając mnie z tym wszystkim
samego.
~*~
Był to jeden z najtrudniejszych rozdziałów tego opowiadania; przyznam, że pisałam go z zapartym tchem. Sprawdzałam chyba tysiąc razy, poprawiając prawdopodobnie każde zdanie, ale końcową ocenę zostawiam Wam.
Następny rozdział już w następnym tygodniu, 30 sierpnia.
Wasza Elif
Ty pisałaś ten rozdział z zapartym tchem, a ja go czytałam z zapartym tchem (a końcówkę to już na pewno).
OdpowiedzUsuńRozumiem wahanie Matta dotyczące jego związku z Monique i rozumiem niepokój Laury, kiedy oznajmił on, że żałuje swojego romansu. Laura chce spędzić z Matthew jak najwięcej czasu, ale jednocześnie chce by był szczęśliwy u boku kobiety, która go kocha (chociaż uważam, że Monique nie kocha Matta naprawdę). Jednak skoro Matt zrozumiał, że nie kocha on swojej kochani aż tak bardzo jak mu się wydawało, to nie powinien zmuszać się do związku z nią, tylko dlatego że inaczej wyszłoby, że Monique miała rację i Laura rozwaliła ich związek. To byłaby głupota. Zresztą i tak nigdy nie wróżyłam im długiego i szczęśliwego związku.
Obserwowałam jak samopoczucie Laury coraz bardziej się pogarsza i niecierpliwie oczekiwałam punktu kulminacyjnego. I oto nastał. Żal mi Matta. Biedak jest na tyle niedomyślny, że nie ma pojęcia co tak naprawdę dzieje się z jego żoną. Jednak myślę, że już niedługo się dowie. Boje się jak to zniesie. Czy to nie dziwne, że jeszcze tak niedawno mnie denerwował, a teraz mu współczuję? ;)
No i oczywiście martwię się o Laurę. Chociaż powoli nas przyzwyczajałaś do myśli, że może ona umrzeć. W każdym razie czekam na szczerą rozmowę Matta i Laury (mam nadzieję, że się obudzi). A i oczywiście ciekawi mnie stanowisko Monique, gdy dowie się o chorobie swojej konkurentki.
Chciałam jak najlepiej zbudować napięcie, by Czytelnik nawet przez chwilę się nie nudził :)
UsuńLaura i Matt są zagubieni - ona już nie wie, jak rozegrać to, co zaczęła, on natomiast jest pewny, że kocha żonę, a z Monique musi się rozstać.
Rzeczywiście, i mnie jest nawet żal Matta. Gdy zrozumiał, że tak naprawdę to Laura jest dla niego najważniejsza, tu okazuje się, że może ją stracić... Smutne, ale i jednocześnie prawdziwe.
Wszelkie wyjaśnienia przewiduję już niedługo :) A Monique... Hm, pewnie zachowa się jak zwykle - zrobi awanturę. Ale kto wie...
Dziękuję za opinię :)
Rozdział bardzo mi sie podobał, prawdopodobnie był najlepszy z dotychcasowych. łapał za serce. Myślę, że Laura bardzo chciala powiedzieć Mattowi, że cieszy się, że Matt mówi, iż żałuje romansu, ale nie chce, bo wie,, że sama niedługo odejdzie.., Podziwiam ją, ma w sobie ogromną siłę. NIe chce, żeby Matt się do niej znow przywiązał. tlyko że on nigdy nie przestał jej tak naprawdę kochać, tak podejrzewam, choć szkoda,l że wcześniej jej nie doceniał, nie doceniał tego, co ma. Teraz wyjdzie na jaw jej choroba i Matt pewnie będzie zdruzgotany, ale mam nadzieję,że zwazywszy na Laurę, nie zalamie sie kompletnie. a Monique... no cóż, będzie musiała to przezyć, a jesli przyjedzie zrobić awanturę w szpitalu czu coś, to słąbo to o niej świadczy. Choć wiadomo,że Matt najbardziejk zawinił... Ale juz nie mogę go tak ostatecznie nie lubić, bo czuje, ze będę mu chociaż ociupinę współczyuć. Juz mu współczuję. Choc to nic w porównaniu z tym, jak bardzo zal mi Laury i jak abrdzo to wszystko jest wobec niej niesprawiedliwe.
OdpowiedzUsuńZapraszam na wczoraj dodaną nowość na zapiski-condawiramurs.blogspot.com
Rzeczywiście Laura jest wewnętrznie bardzo silna, ale też i skryta. Nie chce, by jej tajemnica ujrzała światło dzienne.
UsuńOj tak, Matt to tutaj największy winowajca; jednocześnie już się pogubił w swoich uczuciach, nie wie, co robić - z jednej strony bardzo kocha Laurę, z drugiej nie chce porzucać Monique, której jeszcze niedawno obiecywał małżeństwo.
Ja też mu współczuję, niestety.
Dziękuję za opinię :)
Ponieważ mam sklerozę i pewnie przypomniałoby mi się dopiero jutro, gdybym od tego nie zaczęła komentarza, dlatego na wstępie mówię, że bardzo podoba mi się nowy szablon.
OdpowiedzUsuńRozdział, oczywiście, też był świetny. I skoro spędziłaś nad nim tak wiele czasu, to się to jak najbardziej opłaciło.
Nie spodziewałam się jednak, że choroba Laury da o sobie znać podczas tego wyjazdu, zarazem psując go parze. Bo jakoś nie wyobrażam sobie, aby mieli tam jeszcze wrócić, nawet gdyby Laura doszła do siebie i została niebawem wypuszczona ze szpitala. Swoją drogą mam nadzieję, że nie nadchodzi najgorsze i kobiecie jeszcze trochę życia zostało i będzie mogła wrócić do domu, o ile ktoś będzie jej pomagał.
W całej tej sytuacji bardzo żal mi Matta. Chciał pomóc kobiecie, a nie miał o niczym pojęcia i nie wiedział, co robić. W tej łazience musiał przeżywać okropne chwile grozy, gdy czekał na karetkę. Dobrze jednak, że od razu usłyszał, że coś się stało, bo nie chcę myśleć, co by było, gdyby Laura dłużej leżała sama nieprzytomna na podłodze.
Pozdrawiam serdecznie :)
Już jakiś czas temu znalazłam ten szablon i najpierw miał być ustawiony na sam koniec opowiadania (na wieczność :D), ale później znalazłam - prawdopodobnie - nieco lepszy, więc postanowiłam nacieszyć nim oko właśnie teraz :)
UsuńCóż, Laura coraz gorzej się czuje i niestety, ale to widać. Nie przewidziała, że ciało odmówi jej posłuszeństwa właśnie wtedy, gdy wszystko zaczęło się powolutku układać.
Tak, dobrze, że Matt nauczył się obserwować żonę i był czujny, gdy weszła do łazienki.
Dziękuję za opinię :)
Mnie szablon także się bardzo podoba.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to jak zwykle był cudowny. Nie wiem dlaczego, ale czytając Twoje opowiadanie nie można się nudzić. Robisz wszystko, aby nawet najmniejszy szczegół wywierał na czytelniku zachwyt.
Mam nadzieje, ze wszystko się w opowiadaniu wyjaśni inaczej umrę i to Ty będziesz winna:D
Kończąc, pragnę Ci bardzo serdecznie, za ten rozdział, podziękować. Pisz dalej, a kto wie, może za kilka lat zobaczymy na półkach w empiku książkę naszej kochanej Elif :3
Cóż, staram się dopracować każdy szczegół, ale nigdy nie jestem do końca pewna, czy mi to wychodzi :)
UsuńOjej, mam nadzieję, że nic Ci się nie stanie; w każdym razie wyjaśnienia na pewno się pojawią :)
Czy ja wiem...? ;) Nie mówię nie, ale jeszcze dużo czasu upłynie, nim zdecyduję się coś wydać (o ile w ogóle zapadnie taka decyzja...)
Bardzo dziękuję za tak pozytywną opinię :)