W
końcu moja złość zmieniła się we wstyd. Zrozumiałem, że popełniłem ogromny błąd,
tak podle traktując Laurę, której po prostu bardzo zależało na utrzymaniu
naszej dobrej relacji. Z tego powodu zebrałem się w sobie i przeprosiłem ją, po
raz pierwszy tak naprawdę szczerze. Jednak musiałem nieźle zaleźć jej za skórę,
bo zignorowała moje słowa i dalej mnie unikała.
Bałem
się, że może nasza umowa została zerwana i przez to cała nadzieja na to, że
rozstaniemy się w zgodzie i być może nawet w przyjaźni, po prostu wyparowała.
Nie wiedziałem już, co robić.
A
jednak Laura postanowiła wybawić nas z tej dziwacznej sytuacji. Po dwóch
tygodniach znowu zaczęła się do mnie odzywać, bez żadnego sarkazmu, bez złości
i wymówek. Niestety, wciąż czułem się w naszym ogromnym domu jak intruz, który
powinien jak najszybciej uciec z tamtego miejsca.
We
wtorek pod koniec października postanowiłem wziąć wolny dzień w pracy, by
wreszcie uporządkować swoje życie prywatne. Pojechałem do kwiaciarni i kupiłem
nieduży bukiet tulipanów, które uwielbiała Laura, po czym przyjechałem do domu,
zaopatrując się po drodze w butelkę wina.
Moja
żona siedziała w bibliotece i czytała jedną z książek medycznych. Całą tę
pokaźną kolekcję nie tylko powieści, ale też i literatury fachowej uzbierała
moja mama. To po rodzicach odziedziczyłem ten okazały dom.
Wiedziałem,
że mój ojciec wybudował tu każde pomieszczenie. Pochodził z Oklahomy, a
przyjechał tu w nadziei na lepsze życie. Założył firmę i niedługo po
przeprowadzce poznał moją matkę, która była starsza od niego o jakieś dziesięć
lat. Szybko się z nią ożenił, wybudował dom i zajął się interesami.
To,
że pojawiłem się na świecie, było prawdziwym cudem. Moja mama, z zawodu
pielęgniarka, nie mogła mieć dzieci, a przynajmniej tak sądziła w ciągu
dziesięciu lat małżeństwa. A jednak w wieku czterdziestu dwóch lat urodziła
mnie; mało tego, udało jej się trzy lata później znowu zajść w ciążę.
Niestety,
organizm mamy nie wytrzymał tego i wkrótce poroniła. Kilka dni później zmarła z
powodu powikłań.
Ojciec
wychowywał mnie sam przez kilka lat, później jednak ożenił się po raz drugi z
imigrantką z Ukrainy, Dianą. Nie minął rok, a okazało się, że nowa żona taty
jest śmiertelnie chora; zmarła po miesiącu.
Zacząłem
wtedy studia, anglistykę. Od jakiegoś czasu spotykałem się też z Laurą, więc
czas płynął mi bardzo szybko. Niestety, dwa lata później mój ojciec zmarł,
przegrywając walkę z rakiem płuc. Wtedy odziedziczyłem nie tylko firmę i dom w
Coronie, ale też i domek letniskowy nad Jeziorem Mathews, gdzie spędziłem z
Laurą miesiąc miodowy.
–
Hej – zacząłem łagodnie, zamykając drzwi. – O czym czytasz?
Laura
pośpiesznie zamknęła książkę i wyprostowała się, lustrując mnie uważnie
wzrokiem.
Siedziała
na parapecie, a jej sylwetka wydawała się przeraźliwie chuda w blasku
zachodzącego słońca. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się jej uważniej.
Odniosłem wrażenie, że schudła od tygodnia jeszcze o kilka kilogramów. Czyżby
stosowała jakąś restrykcyjną dietę? Niczego nie zauważyłem.
–
Cześć – powiedziała pośpiesznie, wstając i chowając książkę w odpowiednie
miejsce. – Chcesz skorzystać z komputera?
–
Nie, chciałbym z tobą porozmawiać.
Wtedy
wyciągnąłem zza pleców bukiet kwiatów i butelkę wina, mając nadzieję, że mój
skromny prezent przypadnie żonie do gustu. Zawsze podobało jej się, gdy
przynosiłem jej do domu drobne upominki.
–
Dziękuję. – Uśmiechnęła się słabo, przyjmując ode mnie tulipany. – Poczekaj,
wstawię je do wody, by nie uschły.
Gdy
Laura szukała odpowiedniego wazonu, ja wyciągnąłem z barku dwa kieliszki,
otworzyłem wino i przelałem trochę do pięknego szkła.
–
Czy coś się stało? – spytała, gdy ustawiła kolorowy dzbanek z tulipanami na
biurku.
Pokręciłem
głową.
– Czy
coś musi się stać, żebym zrobił ci małą niespodziankę? – spytałem opanowanym
głosem. – Chciałem zaprosić cię na kawę.
–
Przecież mamy wino – odparła Laura, uśmiechając się chytrze.
–
Tak, ale wkrótce się skończy. To jak? Pójdziemy do naszej ulubionej kawiarni?
–
A z jakiej to okazji? – spytała nagle.
Odstawiłem
kieliszek, który przed chwilą trzymałem w dłoni, i westchnąłem.
–
Chciałbym cię przeprosić – powiedziałem powoli. – Zachowałem się okropnie,
traktując cię w ten sposób nie tylko tydzień temu na bankiecie, ale też i dwa
tygodnie temu. Nie chcę, żebyśmy się kłócili. Wolę rozstać się w zgodzie, tak
będzie dla nas lepiej.
–
Tak, ja też tego pragnę – przyznała Laura w zamyśleniu. Nagle posmutniała, a ja
odniosłem wrażenie, że znowu gdzieś popełniłem błąd. – Nie kłóćmy się już.
Wiesz, masz rację, możemy iść na tę kawę.
Uśmiechnęliśmy
się do siebie w tym samym momencie.
Dobrze
znałem Laurę. Spotykaliśmy się już w liceum, więc mieliśmy mnóstwo czasu, by
dobrze się poznać. Zawsze fascynowała mnie w niej nie tylko uroda, ale też i
ciekawość świata, poczucie humoru i wrodzona wrażliwość, której tak bardzo
brakowało kobietom, które spotkałem w swoim życiu.
Doskonale
pamiętam też dzień, w którym się poznaliśmy. Co prawda oboje mieszkaliśmy w
Coronie od urodzenia i chodziliśmy do tej samej szkoły podstawowej, jednak
nasza prawdziwa znajomość zaczęła się od pewnej imprezy.
Chris
i jego młodszy brat, Andrew, który akurat chodził z Laurą na matematykę i
geografię, organizowali przyjęcie. Ja byłem wtedy w ostatniej klasie liceum,
Laura dopiero pierwszej.
Nie
bawiłem się zbyt dobrze i już miałem iść do domu, gdy ją zobaczyłem. Stała na
balkonie oparta o barierkę i wpatrywała się rozmarzonym wzrokiem w tętniące
życiem miasto. Już wtedy szybko ją skojarzyłem: to ona pisała najciekawsze
artykuły do szkolnej gazetki.
Podszedłem
i spytałem, jak się ma. Wtedy zobaczyłem, że płacze; okazało się, że kilka dni
wcześniej zmarła jej babcia, do której była bardzo przywiązana.
Rozmowa
sama zaczęła się toczyć w swoim tempie. Zauważyłem, że Laura jest naprawdę
bardzo ładną dziewczyną. Jak na swoje szesnaście lat była wysoka, ale
jednocześnie szczupła. Chyba od razu zakochałem się w jej ciemnozielonych
oczach, chociaż nie od razu to zrozumiałem.
Nie
zaczęliśmy spotykać się ze sobą jakoś wcześnie. W sumie minęło sporo czasu, nim
zostaliśmy parą.
–
Powinnam się przebrać? – Z rozmyślań wyrwał mnie aksamitny głos Laury.
Spojrzałem
na nią. Włożyła czarne spodnie i koszulkę z krótkim rękawkiem, która kiedyś
była na nią dobra, teraz wisiała na jej chudym ciele.
–
Jak uważasz.
–
To chyba lepiej włożę jakąś spódnicę. W końcu idziemy do ludzi, prawda?
Zniknęła
za drzwiami, a ja podszedłem do półki i wciągnąłem książkę, którą wcześniej
przeglądała. Rzuciłem okiem na kilka stron tekstu; była to literatura fachowa z
zakresu onkologii i chorób zakaźnych.
Doszedłem
do wniosku, że to nic ciekawego, więc odłożyłem ją na miejsce.
Nie
musiałem długo czekać na Laurę. Zawsze szybko potrafiła się przygotować do
wyjścia. Tak jak mówiła, założyła kwiecistą spódniczkę do kolan, a starą, nieco
za dużą koszulkę zamieniła na czarny sweterek. Wyglądała bardzo ładnie.
Kiedy
wsiedliśmy do samochodu, nagle poczułem unoszący się w powietrzu delikatny
zapach kobiecych perfum, których nie kojarzyłem.
– Ładnie
pachniesz – przyznałem, włączając radio. Z głośników popłynął jazz. – Kupiłaś
sobie jakiś inny flakonik?
–
Tak – odparła lakonicznie Laura, opierając czoło o szybę.
–
Jesteś zmęczona?
–
Trochę – przyznała, wzdychając. – Jak wrócimy, pójdę spać.
–
Możemy jeszcze zawrócić, nie musimy dzisiaj tam iść. Mamy czas.
–
Nie trzeba – szybko zareagowała. – Naprawdę, dam radę. Jestem tylko senna, a
kawa mi pomoże stanąć na nogi.
Przyznam,
że po raz pierwszy od dłuższego czasu przyjemnie się jechało w towarzystwie
mojej żony, mimo że nie nawiązała się żadna rozmowa. Poczułem się trochę jak za
dawnych czasów, kiedy dużo podróżowaliśmy, nie tylko po Stanach Zjednoczonych,
ciesząc się życiem. Pamiętam, jak słuchaliśmy Armstronga i innych jazzowych
wykonawców.
Zresztą,
to taka miła odmiana – posłuchać ulubionego gatunku muzyki zamiast
wszechobecnego u Monique Mozarta.
Laura
jednak musiała być naprawdę wyczerpana, bo szybko zasnęła. Co chwila zerkałem w
jej kierunku, patrząc na długie jasne włosy rozsypane na twarzy. Wciąż dziwiła
mnie sylwetka żony; nic nie wspominała o diecie, a wyraźnie schudła. Kiedyś
była po prostu szczupła i zgrabna, a teraz, gdyby włożyła odpowiednio
dopasowaną bluzkę, pewnie można by było policzyć jej wszystkie żebra.
Cóż,
ciągle zapominałem spytać, dlaczego zaczęła się odchudzać.
Nagle
wpadło mi do głowy, że chce mi się bardziej spodobać. Przecież kobiety tak
miały – gdy zależało im na chłopaku, potrafiły się głodzić, by tylko wskoczyć w
mniejszy rozmiar jakiejś sukienki. Może Monique miała rację – Laura chyba wciąż
pragnęła mnie przy sobie zatrzymać.
Kiedy
zaparkowałem samochód pod kawiarnią, Laura gwałtownie otworzyła oczy i
wyprostowała się. Zamrugała kilka razy i przetarła zmęczone oczy.
–
Spałaś jakieś piętnaście minut. Nie martw się, jesteśmy już na miejscu.
–
Spałam? – Jej oczu zrobiły się jeszcze większe. – Boże, nawet nie pamiętam.
Przepraszam.
–
Nie ma za co. No chodź już, tylko weź płaszcz, bo dzisiaj jest chłodno.
Akurat
gdy wysiedliśmy z samochodu, z nieba lunął deszcz. Biegiem pokonaliśmy
odległość dzielącą nas od drzwi, po czym błyskawicznie weszliśmy do
zatłoczonego pomieszczenia. Od razu nasze nozdrza wypełnił zapach świeżo
parzonej kawy i ciepłej szarlotki.
Mimo
wyraźnego ruchu znalazło się dla nas miejsce. Przeszliśmy między zajętymi
stolikami, minęliśmy niedużą scenę dla orkiestry, która dawała tu koncerty w
weekendy, po czym usiedliśmy w całkiem ustronnym miejscu.
Lubiłem
tutaj przebywać, między innymi dlatego, że zawsze było tu tak przytulnie, a to
wszystko za sprawą pomalowanych na ciepły czerwony kolor ścian.
–
Na co masz ochotę? – spytałem, gdy dostaliśmy karty od chuderlawego kelnera.
–
Chyba na espresso. A ty jakie wybierasz ciasto? Jagodowe czy malinowe? A może
masz jakieś nowe ulubione, o którym nie wiem?
Nawet
przez moment nie wyczułem w jej głosie sarkazmu.
–
Jagodowe.
–
To zamówisz dwa razy.
Nagle
doszedłem do wniosku, że mamy doskonałą okazję na wyjaśnienie sobie kilku
kwestii. Wolałem zrobić to teraz, bo bałem się, że później mogę zapomnieć.
–
Dlaczego się odchudzasz? – spytałem prosto z mostu. Ostatnio nabrałem wprawy w
bezpośrednich stwierdzeniach.
Laura
spojrzała na mnie szczerze zaskoczona, ale później dziwnie posmutniała; utkwiła
wzrok na swoich dłoniach, splecionych na blacie stolika.
–
Nie odchudzam się – przyznała po chwili.
–
Nie udawaj – żachnąłem się. – Przecież zdążyłem zauważyć, że bardzo schudłaś.
Uważam, że w twoim przypadku to bez sensu, i tak dobrze wyglądasz bez
stosowania tej diety.
Myślałem,
że tym zmuszę ją do odkręcenia tego kłamstwa, ale ona wywróciła jedynie oczami.
–
Nie odchudzam się – powtórzyła. – Najwyraźniej nie muszę, sama chudnę.
–
Posłuchaj… – Zdenerwowałem się. – Jeśli sądzisz, że w ten sposób mnie przy
sobie zatrzymasz…
Zamilkłem,
widząc jej minę. No tak, znowu się zagalopowałem.
–
To ty posłuchaj. – Wycelowała we mnie palcem. – Nie mam najmniejszego zamiaru
ci się przypodobać. Pasowała mi moja figura przez ostatnie pięć lat i nie
zamierzam tego zmieniać. To, że schudłam, nie jest kwestią diety. Po prostu
zeszczuplałam, czasem tak jest. Więc przestań wmawiać mi coś, o czym nie masz
zielonego pojęcia.
–
Owszem, nie zauważyłem, byś się głodziła, ale…
–
Nie za bardzo miałeś kiedy to zauważyć, skoro ciągle spędzałeś czas u tej
swojej Monique – warknęła.
Dyskusja
urwała się właśnie w tamtym momencie, gdyż podszedł do nas kelner, by przyjąć
zamówienie.
Zrozumiałem,
że znowu źle postąpiłem. Mimo że obiecałem sobie, że to będzie koniec naszych
kłótni, to wciąż dążyłem do powstawania kolejnych nieporozumień. Sam nie
rozumiałem, dlaczego tak robiłem. Po prostu irytowała mnie ta sytuacja, w
którą, jakby nie patrzeć, sam się wpakowałem. Laura w końcu dała mi możliwość
wyboru, a ja nie zastanowiłem się porządnie nad jego konsekwencjami.
Najlepiej
by chyba było, gdybym trzymał się przez jakiś czas z dala i od Laury, i od
Monique, by poukładać sobie niektóre sprawy.
Między
nami znowu zapanowała nerwowa cisza. Zastanawiałem się, czy dalej drążyć temat,
bo nie potrafiłem uwierzyć w to, że Laura aż tak schudła, nie stosując żadnej
diety, czy może ją przeprosić.
–
Nie chcę się tobie spodobać – nagle powiedziała ściszonym głosem Laura, nie
podnosząc wzroku znad swojej filiżanki. – Schudłam i tyle. Nie wiem, w czym
widzisz problem.
–
Martwię się. Nie chcę, żebyś wpadła w jakąś chorobę. Znałem jedną anorektyczkę…
–
Matt – łagodnie mi przerwała – ja nie jestem głupia, uwierz mi. Robię to, co
chcę, a w tym momencie chyba nic ci do tego.
Tym
samym dała mi znać, że i dla niej to małżeństwo nie ma już szansy na przetrwanie.
–
Po prostu staram się zrozumieć…
–
To przestań. – Zmarszczyła brwi. – Jeszcze dwa miesiące i tydzień. Wytrzymaj
bez wtrącania się w nie swoje sprawy, dobrze?
–
Skoro mamy udawać zgodne małżeństwo, to chyba logiczne, że będę się o ciebie
martwił przez najbliższe tygodnie – stwierdziłem.
Laura
nagle zaśmiała się, jakbym rzucił jakiś zabawny żart.
–
Ach, tak. Przez dwa miesiące będziesz czuły i opiekuńczy, a kiedy skończy się
umowa, zobaczymy się dopiero na sali sądowej. Ha, świetnie! To takie dojrzałe,
Matt.
–
Sama chciałaś takiego rozwiązania. Po co mamy udawać małżeństwo, skoro sama
zaczynasz mnie od siebie odsuwać? Po co jest ten twój dziwny plan, jeśli teraz
mówisz takie rzeczy?
Laura
nagle westchnęła.
–
Chyba popełniłam błąd, proponując ci to wszystko.
–
Czy to oznacza, że nasz umowa jest już nieważna? – W moje serce wstąpiła nuta
nadziei.
Laura
pobladła nagle.
–
Nie, Matt. To jeszcze nie koniec. Nasza umowa jest dalej aktualna.
~*~
I jak tam po majówce? :) Trochę odpoczęłyście?
Tak jak obiecałam, nowiutki, świeży rozdział w pierwszej połowie miesiąca. Od teraz posty będą ukazywać się w miarę moich możliwości co dwa tygodnie, najprawdopodobniej w niedziele. Co Wy na to?
Mam nadzieję, że Matt nie dał się tak bardzo we znaki :) Kto wie, może w końcu się ogarnie?
Wasza Elif
Z mojej perspektywy Matt dał sie we znaki, ponieważ naprawde b. Sucho, tak bez uczuć przypomniał sobie swoje dzieciństwo, to, ze w ogole nie znał matki, smierc ojca...jakby tylko to recenzował, w ogole nie przezywał. Ale teraz rozumiem, dlaczego moze zachowywać się tak, jak sie zachowuje, jakby nie miał uczuć-zeby juz nie cierpieć za bardzo... Ok. Teraz juz nie uwazam, ze Laura jest w ciazy, jak na poczatku. Teraz mysle, ze jest chora na raka algo inny nowotwor i ze zostało jej bardzo mało zycia. To moze byc pwood, dla ktorego chce zatrzymać ukochanego przy sobie, tylko ... Tyko przeciez widac, ze on ją frustruje, więc dlaczego tak wLasciwie az tak jej na nim zalezy? Matt nadal jest dupkiem, to,ze poczuł tę radość na koncu, choćby prze chwile... W dodatku nie umie za grosz skojarzyć faktów. Ech, ciężkie z nim życie. Zaparszam na nowy rozdział na zapiski-condawiramurs , jestem ciekawa Twojej opinii
OdpowiedzUsuńHm, zastanawiam się, jak inaczej mógłby wszystko wspominać...? To dorosły facet pozbawiony sentymentów. Matki nie pamięta, z macochą przeżył jedynie rok, dopiero za ojcem mógł naprawdę tęsknić, więc nie wiem, dlaczego miałby po tylu latach wciąż to przeżywać.
UsuńOj tam, zaraz choroba i nowotwór... A Matt, jak każdy facet, nie lubi się domyślać, bo woli, gdy ktoś mu powie wszystko wprost.
Och, tak, Laura ma z nim ciężko :)
Dziękuję za opinię :)
Na co Laura jest chora? Jestem prawie przekonana, że za 3 miesiące... Nie wiem, może zaczyna chemię? Nie mam pojęcia.
OdpowiedzUsuńCo do Matta, wypadałoby, żeby się ogarnął. Naprawdę, wkurzający typ. Nie mogłaś sobie wybrać lepszego narratora tego opowiadania, wywołuje tyle emocji naraz i każde jest na "nie" typu "nienawiść", "niechęć", "niesmak". Do tego jeszcze go "nie cierpię", "nie trawię", "nie znoszę".
Czekam jednak na rozwinięcie. Pozdrawiam!
Masz rację, Matt to irytujący typ, mógłby się ogarnąć. Wiem, że narrator jest wybitnie "nie", ale może jednak da się do niego w pewien sposób przywyknąć? :)
UsuńDziękuję za opinię :)
Cześć, cześć i czołem ;D
OdpowiedzUsuńWpadłam na Twojego bloga poprzez bloga citruss tree, która poleciła go w LBA. Najpierw wpadłam na anielskie-skrzydła.blogspot.com przeczytałam z ciekawości kawałek epilogu, który tak mnie wciągnął, że przeczytałam cały i Twoją nktkę, gdzie pisałaś, iż rozpoczęłaś nowego bloga i tak oto znalazłam się tutaj :D
Przeczytałam rozdział piąty i bardzo mi się spodobało, więc zacznę czytać od początku wszystko a jak nadrobię dam znać ;P
Wiedz, że jestem i czytam ~^•^~
Jest dość duża szansa, że zarwę dzisiejszą noc ;3
I ja jak to ja od razu zapytam: WĄTEK MIŁOSNY JEST??????? Znaczy wiem, z tego co zrozumiałam, że są małżzeństwem, które za chwilę ma się rozwieść, ale pytam czy jest wątek miłosny w sensie, że się pogodzą itp itd ? :)
Powinnaś spróbować wydać jakieś Twoje opo - szczera, niezakłamana opinia (:
Cudne to było ^^
Serdecznie pozdrawia i życzę weny przy pisaniu następenego ;)
PS: Dodaje do polecanych (:
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com - jak masz czas i chęci to zapraszam (:
Ha, dziękuję, że zdecydowałaś się nie tylko zajrzeć na bloga, ale i zostać na nim nieco dłużej :)
UsuńTak, wplotę tu coś w rodzaju wątku miłosnego, ale nie wiem, czy obie myślimy o tym samym :)
Dziękuję za opinię :)
Hmm, teraz mam już niemal pewność, że Laura jest na coś chora. Te aluzje są dosyć oczywiste. Tym bardziej Matt nie powinien jej tak traktować. Mam wrażenie taki egoizm zostanie w końcu ukarany. Według pewnej torii wszystkie nasze uczynki kiedyś do nas wrócą. Nie wszystko da się naprawić kwiatami, czy krótką rozmową. Ich małżeństwo raczej nie przetrwa. Zaczynam mieć coraz większe wątpliwości, co do tego, czy cokolwiek sprawi, żeby ów Piotruś Pan dorośnie? Chyba raczej nie. To wieczny chłopiec, któremu za jakiś czas znudzi się kolejna zabawka, a wtedy po prostu ucieknie przed odpowiedzialnością.
OdpowiedzUsuńMatt nie myśli i tyle; Laura mogłaby zamienić się w kosmitkę, a on pewnie by stwierdził, że to tylko kobiece hormony :)
UsuńCzy ich małżeństwo przetrwa? Ciężko powiedzieć. W końcu Matt jest niemal pewny swojej decyzji.
Może kiedyś dorośnie, ale chyba nie nastąpi to szybko.
Dziękuję za opinię :)
PRZECZYTAŁAM JUŻ WSZYSTKO :D
OdpowiedzUsuńI po przeczytaniu stwierdziłam kilka rzeczy:
1. Genialnie piszesz
2. Umiesz się wczuć w bohatera za co wielagaśny +
3. Opo jest i trygujące i ciekawe
4. Opo jest napewno oryginalne
5. Przyjemnie się czyta
6. Matt do dupek.
Nie mogę się doczekać next'a ;3
PS: Wątki miłosne czytam w każdej postaci ;)
Pozdrawiam i duuuuużo weeeenyyyy ^^
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Bardzo się cieszę, że wytrwałaś i dałaś radę wszystko przeczytać :)
UsuńDziękuję za tyle miłych słów; i tak, zgadzam się, Matt to czubek, któremu należy się porządnie lanie od Laury.
Hm, to się cieszę, bo u mnie głównie takie wątki się spotyka :)
Dziękuję za opinię :)
Hmm... Wydaje mi się, że Laura jest chora, już wcześniej podejrzewałam, że coś z nią jest nie tak. Obstawiałam ciążę lub chorobę, no i teraz jestem za tym drugim. Laura chudnie, jest zmęczona, śpiąca, a do tego ta jej propozycja. Wygląda na to, że chce zatrzymać przy sobie męża, bo spodziewa się, że wkrótce umrze. Może lekarz powiedział jej, że ma tylko trzy miesiące. W takiej sytuacji rozwód nie byłby potrzebny, a Matt byłby wolny, tak jak chciał. Chociaż sądzę, że po wszystkim miałby ogromne wyrzuty sumienia, bo niczego nie zauważył i źle traktował swoją żonę. Istnieje też inna opcja. Po prostu próbujesz nas zmylić i być może z Laurą chodzi o coś innego. Osobiście wolałabym, aby nic złego jej się nie stało, bo to chyba jedyna osoba w tym opowiadaniu, którą lubię.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Matta to jest zmienny jak liść na wietrze. Raz wydaje się, że ma gdzieś Laurę i to, co ona czuje, a innym razem dopadają go wyrzuty sumienia i chce jej wszystko wynagrodzić. Ja osobiście nie mogłabym znieść takiej sytuacji. Albo się z kimś jest albo nie jest. Chociaż życie pisze różne scenariusze. No i tu się przydaje status "to skomplikowane" na fb ;)
Pozdrawiam i czekam na ogarnięcie Matta. Niech ciocia Elif zwróci mu szare komórki.
Oj, Matt ma humorki gorsze niż kobieta :) A podobno to ona jest taka zmienna :)
UsuńMatt już teraz czuje się niezręcznie w obecnej sytuacji (i prawidłowo!), znajduje się w końcu między młotem a kowadłem, czyli Monique i Laurą. Chciałaby każdej dogodzić, zwłaszcza swojej żonie, ale to, że mu to nie do końca wychodzi...
Postaram się mu zwrócić te szare komórki, ale może być ciężko, to trudny i skomplikowany przypadek :)
Dziękuję za opinię :)