Patrząc
na tę historię z perspektywy czasu, wciąż zachodzę w głowę, jak okrutnym mężem,
ba – człowiekiem – byłem.
Laura
odeszła po południu, na werandzie naszego drewnianego domku. Miała dopiero
dwadzieścia osiem lat, wiele niespełnionych marzeń i męża, który okazał się prawdziwym
draniem bez honoru.
Nie
zasługiwała na takie życie, chociaż wiele razy powtarzała mi, że wystarczająco
ją uszczęśliwiłem. Wiem, że nie kłamała, ale moje sumienie od tamtej pory
nieznośnie mnie gryzie i obawiam się, że będzie tak aż do śmierci. W sumie to
odpowiednia kara za grzech, którego chyba nigdy nie uda mi się odpokutować.
Po
tym wszystkim, co się stało, zerwałem kontakty z Monique. Wiem, że w pewnym
sensie złamałem jej serce, ale mam też świadomość, że nigdy nie łączyło nas
prawdziwe uczucie. Zresztą, i tak nie umiałbym z nią żyć – czułbym się po
prostu niezręcznie.
Laura
zmarła dwa dni przed Bożym Narodzeniem. Dla Chrisa i Annie był to prawdziwy
szok, gdyż nie powiedzieliśmy im o chorobie, a o jej śmierci dowiedzieli się
dopiero dzień później, gdy zadzwonili z pytaniem, czy nie chcielibyśmy wpaść na
wigilijną kolację.
Oczywiście
jak na przyjaciół przystało, zaprosili mnie na Boże Narodzenie do siebie, ja
jednak wolałem tego dnia nie ruszać się z domu. Z samego rana załatwiłem
wszystkie sprawy pogrzebowe, po czym wróciłem do siebie. Zamknąłem się w
gabinecie i zacząłem robić to, co pozwoliło mi uciec od wszystkich problemów –
uzupełniałem firmowe dokumenty.
Doprawdy
zdziwiłem się, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek – dochodziła
czwarta po południu, więc to raczej nie była odpowiednia pora na niczyje
odwiedziny.
W
pierwszej chwili jak idiota pomyślałem, że to Laura, która znowu z powodu
roztargnienia zapomniała kluczy, jednak szybko przypomniałem sobie, że jej
przecież już nie ma. Później zastanawiałem się, czy to nie Monique z lampką
wina na zgodę, a może Chris i Annie, którzy postanowili mnie odwiedzić i jakoś
wesprzeć.
Zdziwiłem
się, gdy zobaczyłem w drzwiach Clarę. Była chyba najmniej spodziewanym gościem.
–
Hej – przywitała się. – Pomyślałam, że tak jak ja potrzebujesz trochę
towarzystwa, więc postanowiłam cię odwiedzić.
Zmierzyłem
ją wzrokiem od góry do dołu.
–
Myślałem, że mnie nie znosisz.
–
Może trochę, ale za to Laura cię kochała, dlatego postanowiłam przyjść. Pewnie
tego by ode mnie oczekiwała.
Odsunąłem
się, by ją przepuścić. Pachniała kwiatowymi perfumami, bardzo podobnymi do tych
używanych przez Laurę. Za nią przyszedł powiew świeżego powietrza. Pogoda znowu
się popsuła; chmury przykrywały niebo, chociaż jeszcze nie padało. Cóż,
przynajmniej przyroda oddawała w tamtej chwili stan mojego sumienia.
–
Rozbierz się – zaproponowałem matowym głosem. – Chcesz herbaty?
–
Dzięki, ale piłam niedawno kawę.
–
Dlaczego nie jesteś z rodziną? – Zapomniałem taktu, ale ostatnio roztargnienie
ciągle mi towarzyszyło.
–
Tatuś zrobił mi wczoraj awanturę, że nie dostałam wolnego, więc wolę na razie
nie pokazywać się rodzinie na oczy. A ty? Jak się trzymasz?
–
Jak widać. – Wzruszyłem ramionami, siadając przy stole w kuchni. – Co z tobą?
Przyjrzałem
się uważniej mojemu gościowi. Clara miała farbowane blond włosy, teraz
rozpuszczone, sięgające nieco za ramiona. Oczy podobne do siostry – kryształowo
niebieskie, czyste, bez żadnej plamki na tęczówce. Och, no i piegi na całej
twarzy, rude i figlarne. Wyglądała całkiem ładnie, nie tak prowokująco jak
siostra, delikatnie i subtelnie.
–
Hm, Laura była moją dobrą koleżanką. – Wzruszyła ramionami. – Tęsknię za nią.
Ciężko mi z myślą, że jej tu nie ma…
Głos
jej się załamał, dlatego szybko podałem jej chusteczki.
–
Przepraszam. – Otarła łzy z twarzy. – Zazwyczaj mi się to nie zdarza.
Schowałem
twarz w dłoniach; mnie też nie było łatwo.
–
Wiesz, mimo że cię nie miałam okazji poznać, to Laura mi dużo o tobie
opowiadała. Zawsze powtarzała, że jest bardzo szczęśliwa, że nic jej przy tobie
nie brakuje. I co mnie najbardziej dziwi… Nawet słowem nie zająknęła się o
twoim romansie, mimo że doskonale o nim wiedziała. Boże, Matt, jak ona musiała
cię kochać!
–
Wiem – westchnąłem, opierając się na ramieniu. – A ty? Jak bardzo jesteś na
mnie wściekła?
–
Ja? – zdziwiła się. – Niby za co?
–
Za Laurę i Monique.
Clara
wywróciła oczami.
–
Monique nie jest zdolna do prawdziwej miłości. Wasz romans był dla niej
odskocznią, może jakimś jej buntem. Szczerze wątpię, by rzeczywiście cię
kochała. Po tym, jak z nią zerwałeś, nawet słowem o tobie nie wspomniała. Jakby
nie patrzeć, odniosła porażkę i nie chce się do tego przyznać. Byłeś dla niej
swego rodzaju wyzwaniem, no wiesz, bogaty i żonaty mężczyzna z klasą. Nie
dziwię się, że pragnęła się z tobą związać.
–
Planowaliśmy ślub.
–
Ślub?! – zaśmiała się. – Błagam, Matt, to były tylko puste słowa. Nie znam
większej przeciwniczki małżeństw niż Monique. Nie chciałabym być złą siostrą,
ale Monique nie zasługuje na prawdziwą miłość. Jest bezwzględna i wątpię, by
rzeczywiście kiedykolwiek coś do ciebie czuła. Pewnie uznała twoją żonę za
konkurentkę, dlatego tak o ciebie walczyła. Nie chodziło o miłość, tylko
rywalizację.
Szkoda,
że zrozumiałem to tak późno, pomyślałem.
–
Natomiast Laura… Cóż, jeśli ci wybaczyła, a zgaduję, że tak się stało, to nie
mam prawa robić ci wymówek. Kochała cię nad życie, wiele razy mi to mówiła.
Och, gdybym wcześniej wiedziała, że ty, moja siostra i Laura tworzycie
trójkącik!
– Teraz
jestem sam.
–
Zauważyłam.
Na
moment zapadła cisza, podczas której Clara wyglądała wciąż za okno.
Przypomniała mi Laurę podczas ostatnich godzin życia, gdy tak tęsknie
wpatrywała się w szybę. Przynajmniej zmarła szczęśliwa, tak jak sobie
zaplanowała.
–
Chyba powinnam się zbierać – mruknęła w końcu, podnosząc się. – Trzymaj się,
Matt. Może niedługo do ciebie wpadnę.
Rzeczywiście,
wpadła w dniu pogrzebu. Byłem jej wdzięczny, bo pomogła mi w jego organizacji.
Na samej ceremonii dzielnie mnie wspierała, wygłosiła wspaniałą mowę
pożegnalną, a także zajęła się gośćmi.
Później
też wpadała; najpierw rzadko, bo co dwa, trzy tygodnie, potem coraz częściej.
Dużo rozmawialiśmy, wspominaliśmy Laurę, śmialiśmy się i płakaliśmy. Mimo
początkowej niechęci nawiązała się między nami najpierw nić porozumienia,
która potem przekształciła się w, o dziwo, prawdziwą i szczerą przyjaźń.
Nie
wiem, czy kiedykolwiek będę jeszcze w stanie pokochać jakąś kobietę tak bardzo
jak Laurę. Popełniłem w życiu wiele błędów, ale ten jeden kosztował mnie
najwięcej. Musiałem dostać od życia prawdziwą nauczkę, bolesną lekcję, która
uświadomiła mi, co jest w życiu najważniejsze.
Bóg
dał mi Laurę, moją przyjaciółkę, żonę, spowiedniczkę i powierniczkę
największych sekretów, ale ja nie doceniłem jej od razu. Zrobiłem to, gdy było
już zdecydowanie za późno.
Zmarnowałem
swoją szansę i obawiam się, że wyrzuty sumienia będą mi towarzyszyć już do
końca życia. Sądzę, że to dobra kara dla takiego potwora, jakim się stałem.
A
jednak Laurze, mimo wszystko, udało się mnie zmienić. Do końca, może
nieświadomie, walczyła o naszą miłość; wybaczyła mi największy błąd, jaki
mogłem popełnić, wciąż mnie kochała. To właśnie potęga jej uczucia do mnie
sprawiła, że w końcu się opamiętałem.
Tęsknię
za nią, tak bardzo, bardzo tęsknię. I wyobrażam sobie, co by było, gdyby żyła,
gdyby mogła wciąż dzielić się ze mną swoimi troskami, obawami, radościami. Gdy
budzę się nad ranem, szukam jej dłonią, ale zawsze natykam się na zimną
pościel. Czasami zdarzy mi się zaparzyć dwie kawy lub nakryć do stołu dla dwóch
osób.
Laura
była wspaniała, choć to zdecydowanie za mało powiedziane. Trzeba było ją dobrze
poznać, by zrozumieć, jak niesamowitą stała się osobą.
Brakuje
mi mojej najlepszej przyjaciółki. Jestem jej wdzięczny, że wybaczyła mi moje
grzechy, choć wiem, z jakim trudem jej to przyszło.
Kto
by pomyślał, że kiedyś to ja byłem jej marzeniem, a teraz, gdy wszystko się
skończyło, właśnie ona stała się moim. Ulotnym, nierealnym, ale moim.
Teraz,
gdy przywołuję sobie jej obraz, widzę promiennie uśmiechniętą blondynkę ubraną
w sukienkę w kwiatki, która nie mogła doczekać się wyjazdu nad Jezioro Mathews.
Jasne błyszczące oczy, dołeczki w policzkach i smukłe dłonie na zawsze zostaną
w mojej pamięci jako ikony piękna.
Po
tym wszystkim, co się stało, mam tylko szczerą nadzieję, że teraz, gdziekolwiek
jest i cokolwiek robi, Laura Turner jest szczęśliwa i mimo wszystko nie żałuje
swojej wielkiej miłości do mnie.
KONIEC,
25.04.2015
~*~
Data z kwietnia absolutnie nie jest przypadkowa - tego dnia skończyłam pisać to opowiadanie.
Cóż... kolejny blog i kolejna historia, którą udało mi się zakończyć. Jestem z jednej strony z siebie naprawdę dumna, a z drugiej wiem też, że opowiadanie do porywających raczej nie należało. Mimo wszystko jestem zmotywowana - chcę napisać coś naprawdę dobrego, w moim stylu, a teraz padło na jeszcze jeden romans. I już teraz pragnę zaprosić na nowego bloga (Elif szaleje) pod tytułem Wystarczy jedna chwila. Akcja rozgrywa się, po raz pierwszy w moim wykonaniu, w Polsce - a nuż może ta historia kogoś zainteresuje? :)
Pragnę bardzo podziękować wszystkim Czytelnikom, którzy poświęcili choć odrobinę czasu na tę historię, a zwłaszcza tym, którzy potrafili i pochwalić, i zganić za różne błędy i głupoty, które przemycałam w treści. Nie chcę nikogo wyróżniać, bo osoby, które komentowały rozdziały i motywowały mnie do dalszej pracy, doskonale wiedzą, że to właśnie o nie mi chodzi. Jeszcze raz wszystkim dziękuję i do zobaczenia na kolejnym blogu, gdzie przedstawiona opowieść znacznie różni się od tego, co jest tutaj.
Wasza Elif